Czy jest coś takiego jak "ambitna literatura"?
Zanim przejdę do tego dlaczego nie czytam ambitnych książek, chciałabym poruszyć kwestię tego, czym tak naprawdę te ambitne książki są (i tak, wiem, zwrot "ambitne książki pojawia się w co drugim zdaniu, ale nie chcę zastępować go innym). Kiedy weszłam na lubimyczytać.pl w zakładkę Literatura wyższa znalazłam tam listę bardzo różnych dzieł. Od "Makbeta" przez "Oskara o panią Różę" aż po "Wesele" Wyspiańskiego.Tutaj pojawia się jednak moje pytanie - czy coś takiego jak "ambitne" książki w ogóle istnieje? I jeśli tak, to gdzie jest granica oddzielająca je od tych "nieambitnych"? Otóż moim skromnym zdaniem takiego podziału w ogóle być nie powinno. I chociaż sama często takiego zwrotu używam (wiem, muszę przestać) to nie powinniśmy wrzucać książek do konkretnego worka z etykietką "ambitne" i "nieambitne".
Czy ambitny znaczy lepszy?
Posiadanie ambicji kojarzy się bardzo pozytywnie. I nic w tym dziwnego, ja sama także uważam, że powinniśmy mieć w życiu jakieś cele. Ale czy tak samo jest w przypadku książek? Wydaje mi się, że nie. To, że jakaś książka uznawana jest za klasykę, a nazwisko autora pojawia się wielokrotnie na lekcjach polskiego nie oznacza wcale, że dana książka jest lepsza. Często przyjmuje się, że jakaś książka jest wybitna chyba tylko dla zasady. Mamy przecież noblistów w dziedzinie literatury, a mało kto obecnie czyta ich książki (poprawcie mnie, jeśli tak nie jest). Po za tym, nawet w książkach noblistów zdarzają się błędy (znalazłam błąd językowy w "Ogniem i mieczem", bodajże w drugim tomie bohaterowie "cofają się w tył", więc tak ten tego...przepraszam panie Sienkiewiczu, ale musiałam). Dlatego nie uważam, żeby ktoś, kto czyta fantastykę czy romanse miał się czuć gorszy od fanów Szekspira czy Żeromskiego.
Dlaczego nie czytam "ambitnych" książek?
Jestem zdania, że każdy powinien czytać to co lubi. A kiedy wracam zmęczona ze szkoły naprawdę nie mam siły zmagać się z "Hamletem". I uważam, że lepiej, żebym w takiej sytuacji czytała młodzieżówki niż nie czytała nic. Każdy powinien czytać to, na co akurat ma ochotę. I nie chcę tutaj obrażać fanów klasyki (dajcie mi znać, czy wśród Was tacy są) ale to, że nie czytacie "ambitnych" książek jest jak najbardziej ok.
Napiszcie w komentarzach jakie Wy macie zdanie na ten temat i czy lubicie czytać "ambitne książki".
Nie wiem dlaczego, ale określenie "ambitne książki" kojarzyły mi się z takimi, które wnoszą coś do naszego życia, którymi możemy się inspirować, które rzucają światło na jakiś problem. Niekoniecznie wtedy na myśl przychodził mi Sienkiewicz czy Żeromski. Za to te "nieambitne książki" określałam jako na jeden wieczór, relaksujące, opowiadające zazwyczaj historię miłosną i tylko tyle. Czy moje rozumowanie było dobre? Nie wiem. Ale wiem, że potrzebujemy każdego z tych rodzajów, bo pójście tylko jedną ścieżką, niekoniecznie jest właściwie. Oczywiście, kto, co lubi. Ale po przeczytaniu twojego postu zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać, nad tą granicą. Przyznaję ci rację i chyba sama będę musiała przestać używać tego zwrotu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Od książki strony
Ciekawe skojarzenie!
UsuńLudzie "ambitną" literą nazywają klasykę, ale czy taka "Ferdydurke" rzeczywiście jest ambitna? Moim zdaniem ambitna książka to po prostu coś oryginalnego, gdzie autor stawia sobie jakiś cel, a jego książka przekazuje jakieś wartości. Nie ma tutaj znaczenia czy to fantasy, mlodzieżówka czy jakiś inny gatunek. W końcu wiele powieści akcji uczy odwagi czy pokazuje siłę przyjaźni albo lojalności, młodzoeżówki czy obyczajówki pokazują jak człowiek może być poniżany, a mimo to się nie poddawać itd. Natomiast mało ambitne książki to dla mnie jałowe, niczym się niewyróżniające pozycję gdzie głównym motywem jest np seks.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
biblioteka-feniksa.blogspot.com
Dobrze powiedziane!
UsuńMi z czasem spodobały się "ambitne książki". Teraz nie widzę problemu w czytaniu kolejnej klasyki, choć jeszcze kilka lat temu to był ponadprzeciętny wysiłek :D
OdpowiedzUsuńNie każdy musi lubić te książki, tak jak piszesz. Przecież w czytaniu chodzi o przyjemność a nie trudności :)
Skoro lubisz klasykę, to czytaj ile wlezie!
UsuńCiężko jest zdefiniować, co oznacza termin "ambitne książki". Osobiście miałabym z tym problem, bo zgadzam się z tym, że nie każdą lekturę powinno się uznawać za coś innego. Wiele opinii jest takich, że dobre jest to, że ludzie czytają, bez względu czy jest to "ambitne" czy nie. Sama zazwyczaj czytam książki lekkie, niezobowiązujące, choć przyznam, że czasem mam ochotę sięgnąć po coś cięższego lub po jakiś poradnik czy biografię. Uważam, że każdy powinien czytać to co lubi, ponieważ czytanie powinno być przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
PS. Dodaję do obserwowanych :)
Dokładnie! I bardzo mi miło, że zostajesz na dłużej<3
UsuńOstatnio sama zauważyłam, że pisze tak recenzując ostatnie książki, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Ja się dobrze przy nich bawię, więc? :)
OdpowiedzUsuńDokładnie!
UsuńDla mnie określenie "ambitne książki" zawsze kojarzyło się z takimi, które poruszają trudne tematy. Tematy pomijane, a przez to oryginalne i wnoszące coś nowego. Jednak nie uważam klasyczne książki za ambitne. Kiedyś może wydawało mi się, że taki "Hamlet" to coś dla wybranych osób, które sięgają po książki z najwyższej półki. Ale to tylko do czasu, gdy sama zaczęłam czytać Shakespeare'a i się przekonałam, że są całkiem przyjemne do czytania i nie trzeba być wybitnym koneserem literackim, by je polubić. Sienkiewicza jednak nadal kijem nie tknę :D
OdpowiedzUsuńCo osoba to trochę inne skojarzenie<3
UsuńA do Shakespeare'a jakoś nie umiem się na razie do końca przekonać :o
Akurat ostatnio rozmyślałam na ten temat i doszłam do podobnego wniosku. Pewnie wiesz, że czytam głównie młodzieżówki lub fantastykę, które raczej do tych "ambitnych" nie należą, jeśli już trzymamy się tego schematu, ale... cóż, nie jest mi z tym źle. Po książki powszechnie uznawane za klasyki literatury sięgam w zasadzie tylko na potrzeby lekcji języka polskiego (wyjątkiem są dzieła Shakespeare'a, które naprawdę lubię), a i one zwykle są dla mnie koszmarem. Czy więc powinnam czuć się zobowiązana do ich czytania tylko dlatego, że jakiś poważany krytyk literacki w garniaku uznał je kiedyś za "ambitne"? Nie! Kurczę, ostatnio nawet przydarzyła mi się pewna sytuacja, gdy jeden z moich kolegów (zapewne żartując) nieco drwiąco wyraził swoje zdanie o tym, że czytam "kolejne romansidło". No cholera, akurat przytrafiło mi się w ostatnim czasie czytać wiele książek z wątkiem romantycznym, ale NAWET JEŚLI czytałabym tylko romanse, erotyki, nie wiem, harlekiny, to co z tego? Czy aby być uznawaną za miłośniczkę książek powinnam mieć na tapecie tylko Słowackiego na zmianę z Mickiewiczem, a przy okazji zarzucać od czasu do czasu cytatami z Sienkiewicza? No zabijcie mnie... ._.
OdpowiedzUsuńŚwietny post, kochana!
Pozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS
Ja mam koleżankę, która lubi dosyć hm...ostrą fantastykę i nieraz też robi sobie żarty z mojego gustu czytelniczego. Nie jest to dla mnie obraźliwe i wiem, że urażenie mnie nie jest jej celem, ale pokazuje jak różne mamy gusty.
UsuńDla mnie z reguły ambitne=klasyk.:D
OdpowiedzUsuńAmbitne książki? Czy ja wiem czy spotkałam się z czymś takim? Każdy powinien czytać to co lubi (lub to co musi, jeżeli uczy się w szkole czy na studiach :D! ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Według mnie istnieje coś takiego jak 'książka ambitna', choć wydaje mi się że bylibyśmy w stanie znaleźć na to jakieś lepsze określenie. Bardzo lubię czytać klasykę i zauważyłam, że odkąd po nią sięgam, bardziej analuzuję wszystkie książki, które czytam, więcej w nich jestem w stanie dostrzec. Ale to żeby czytać, co kto lubi, to też już szeroko omawiany temat i chyba każdy się z tym zgadza. Ale według mnie czytanie od czasu do czasu tych cięższych książek, gdzie zawarto dużo myśli i refleksji, jest w stanie pozytywnie wpłynąć na nasz odbiór całej literatury.
OdpowiedzUsuń