sobota, 28 marca 2020

Czy "Współlokatorzy" zamieszkali w moim sercu? - recenzja

Powieść "Współlokatorzy" Beth O'Leary znalazła się na mojej liście "do przeczytania" praktycznie zaraz po tym, jak o niej usłyszałam. Ciągle jednak nie miałam okazji, by się z nią zapoznać. Kiedy jednak okazało się, że jest dostępna w aplikacji Empik Go, audiobook od razu znalazł się na moim telefonie.


Autor: Beth O'Leary 
Wydawnictwo: Albatros

Leon bardzo potrzebuje dodatkowych pieniędzy. Pracuje na nocne zmiany, więc w swoim mieszkaniu jedynie odsypia trochę w ciągu dnia. Wpada na pomysł, by przez resztę doby je wynajmować. Jego ofertę znajduje Tiffy, która pilnie potrzebuje taniego lokum. Właśnie zerwała ze swoim zaborczym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem.

Książka ma budowę klasycznego romansu young adult, gdzie kolejne rozdziały pisane są na zmianę z perspektywy Tiffy i Leona. Pomysł z dzieleniem mieszkania i fakt, że przez kilka miesięcy wspólnego mieszkania bohaterowie ani razu się nie spotkali nadaje historii oryginalności. Bardzo polubiłam głównych bohaterów, w szczególności ekscentryczną Tiffy. Język jakim posługuje się autorka jest prosty i przyjemny.

"Życie często bywa proste, ale zauważamy to dopiero wtedy, gdy bardzo się skomplikuje. Na przykład nigdy nie jesteśmy wdzięczni losowi za zdrowie, dopóki nie zachorujemy, ani nie cieszymy się, że mamy szufladę ze starymi rajstopami, dopóki nie podrze nam się najnowsza para."

 Powieść porusza jednak też poważny temat jakim są toksyczne związki.Nie jest to temat, którego czytelnik się spodziewa, ale jest opisany moim zdaniem bardzo mądrze. Mimo tego, że nie jest to "lekki" temat, to nie sprawia on, że książka staje się przytłaczająca.

Chociaż "Współlokatorzy" nie trafią na moją półkę z ukochanymi, ważnymi dla mnie książkami, to na pewno znajdą się dość wysoko jeśli chodzi o ranking moich ulubionych młodzieżówek (dajcie znać, czy chcielibyście przeczytać takie zestawienie). Jest to historia dość oryginalna i wciągająca. Nie brakuje w niej także poczucia humoru. Mogę ją z czystym sumieniem polecić.


piątek, 20 marca 2020

Moje małe przyjemności, czyli co sprawia, że jestem szczęśliwa

Jakiś czas zajęło mi zrozumienie, jak ważne jest docenianie nawet najmniejszych rzeczy. I wciąż jeszcze się tego uczę. Wiele razy próbowałam prowadzić "dziennik wdzięczności", jednak jakoś nigdy mi to nie wychodziło i poddawałam się po kilku dniach. Ale dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami listą rzeczy, które sprawiają, że moje życie jest trochę lepsze.




Mój pies
Chyba większość osób, które posiada zwierzątka domowe zgodzi się ze mną, że dają one masę radości. Często ta kudłata mordka jest jedną z pierwszych rzeczy, które widzę, gdy rano otwieram oczy. No i jak tu się nie uśmiechnąć?

Moi bliscy
Nie jestem ani ekstarwertykiem ani introwertykiem, tylko totalną ambiwertyczką. Lubię spędzać czas sama ze sobą, ale potrzebuję też w swoim życiu ludzi i mocno wierzę, że "nie ważne gdzie, ważne z kim".

Dobre jedzenie
Chyba nikogo nie zaskoczę mówiąc, że lubię jeść. Prawdopodobnie większość ludzi lubi. I absolutnie nie nadawałabym się na żadną restrykcyjną dietę, bo nie potrafię sobie odmówić dobrego jedzenia. Życie jest za krótkie, żeby ciągle liczyć kalorie.

Herbata
Wspominając o jedzeniu nie można pominąć także herbaty, od której jestem uzależniona. Najbardziej kocham zieloną z jakimiś owocowymi dodatkami, ale nie pogardzę też czarną i białą, albo jakimiś naparami z innych roślin np. lukrecji czy trawy cytrynowej.

Muzyka
Ten punkt jest dość mało zaskakujący i pewnie podałaby go większość moich rówieśników, ale naprawdę ciężko mi wyobrazić sobie, że miałoby jej nagle zabraknąć. Chociaż słucham nieco inne muzyki niż większość osób w moim wieku, ponieważ na moich playlistach znajdują się przede wszystkim piosenki sprzed czasów mojego urodzenia, czyli hity lat 60.,70. i 80., a także poezja śpiewana czy utwory musicalowe.

Promienie słońca
Dużo ciężej mi się funkcjonuje, gdy na zewnątrz od rana do wieczora jest ciemno, w zimie gdy wracam ze szkoły i jest ciemno mój mózg automatycznie przełącza się na tryb "już późno, trzeba iść spać", a rano kiedy muszę wstać mam wrażenie, że jest środek nocy. Czasem mam wrażenie, że czując pierwsze ciepłe wiosenne promienie słońca na skórze budzę się do życia jak rośliny. Dodatkowo uwielbiam patrzeć też na zachody słońca, szczególnie w lecie.

Tworzenie
Mam w sobie jakąś taką potrzebę tworzenia, pokłady kreatywnej energii,  która musi znajdować gdzieś ujście, dlatego ciągle coś robię. Rysuję, maluję, piszę, trochę fotografuję, uczę się szyć...po prostu inaczej nie potrafię.

Wiedza
Większości ludzi nauka kojarzy się jedynie ze szkolnym obowiązkiem, ale poza nudnymi podręcznikami jest jeszcze masa innych rzeczy do odkrycia. I chociaż zazwyczaj po całym dniu spędzonym w szkole nie mam już na to siły, to bardzo lubię dowiadywać się różnych nowych rzeczy i uważam, że wiedza to klucz do niezależności.

Dobre książki i filmy
Ze względu na moją działalność w internecie ten punkt chyba nikogo nie zaskakuje. Nie wiem co bym robiła, gdyby nie czytanie. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez książek i filmów.

WY
A nawiązując do poprzedniego punktu nie mogę pominąć ostatniej już, ale nie mniej ważnej rzeczy na mojej liście - Was. Mówię tutaj o moich odbiorcach (jak to wyniośle brzmi) zarówno na blogu jak i na instagramie. Mimo tego, że jestem tutaj już dość długo to nadal czasem zaskakuje mnie to, że ludzi interesuje to, co robię. Dodatkowo dajecie mi masę pozytywnej energii.

Pewnie znajdzie się jeszcze trochę rzeczy, które pominęłam, bo prawdopodobnie nie da się w ten sposób spisać wszystkiego. Ale zachęcam Was do zrobienia własnej listy, bo to uświadamia jak wiele mamy i za co powinniśmy być wdzięczni. Możecie też napisać chociaż kilka takich rzeczy w komentarzu, bardzo chętnie je poczytam.

piątek, 13 marca 2020

Czy nadal uwielbiam Chyłkę? - recenzja "Rewizji"

Przy każdej możliwej okazji powtarzam Wam, że uwielbiam książki o mecenas Joannie Chyłce. Jakiś czas temu sięgnęłam w końcu po trzeci tom tej serii. Jeśli jesteście ciekawi, czy spodobał mi się tak samo jak poprzednie części, to zapraszam do czytania.

Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta strona


Kiedy żona i córka robotnika z Ursynowa giną tragicznie w niewyjaśnionych okolicznościach, do akcji wkracza Joanna Chyłka. Jeden człowiek, kontra wielka korporacja. Po drugiej stronie barykady staje Kordian Oryński i choć on i jego była patronka zawsze działali w duecie, teraz będą walczyć przeciwko sobie, wyciągając najcięższe działa.

Zakończenia drugiego tomu totalnie się nie spodziewałam, więc byłam bardzo ciekawa dalszych losów Chyłki i Zordona. Fakt, że znajdują się oni teraz po dwóch różnych stronach sprawia, że mamy okazję dokładniej przyjrzeć się życiu każdego z nich z osobna. Poznajemy w szczególności prywatne sprawy głównej bohaterki, które są bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać, a ona nie jest już tą samą Chyłką, którą poznajemy w pierwszym tomie.

- Zamierzasz się z nimi spotkać?
 - Oczywiście, jestem w drodze.
 - Uważaj na siebie - rzucił Oryński.
 - Coś ty powiedział?
 - Żebyś... 
- Błagam cię, Zordon, oszczędź mi melodramatu.
 - Chciałem tylko...
 - Powinieneś powiedzieć: zjedz ich na surowo i obgryź kości, a potem rzuć resztki świniom.

Jedna z największych zalet tej historii to specyficzne poczucie humoru Chyłki, które pokochałam już w poprzednich częściach. Wiele osób uważa, że ta seria z każdym tomem robi się coraz lepsza, natomiast jeśli o mnie chodzi, to nadal moją ulubioną częścią pozostaje "Kasacja". Ciężko mi dokładnie sprecyzować co mi przeszkadzało, bo jest to naprawdę dobra książka, a Remigiusz Mróz jest niewątpliwie świetny w tworzeniu wciągających, dynamicznych historii. Nie zmienia to jednak faktu, że zamierzam kontynuować czytanie jej, bo jestem bardzo ciekawa co jeszcze wykombinuje ten zabójczy duet.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać historii mecenas Joanny Chyłki to z całego serca zachęcam Was do sięgnięcia po tę serię. A może są tu jacyś fani Mroza? Dajcie znać w komentarzach!

poniedziałek, 2 marca 2020

Skąd się wzięły "Dziewczyny znikąd"? - recenzja

Kiedy tylko na instagramie zobaczyłam okładkę tej książki od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Zaczęłam dokładniej sprawdzać o czym ona jest i jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu. I już kilka dni później w moje ręce trafił egzemplarz od wydawnictwa Poradnia K (któremu bardzo dziękuję!). Nie spodziewałam się jednak, że będzie to prawdopodobnie jedna z najlepszych książek tego roku.


Autor: Amy Reed
Wydawnictwo: Poradnia K

Trzy różne dziewczyny. Jeden cel - sprawiedliwość i równe traktowanie. Tyle wystarczyło by zacząć rewolucję. Grace, Rosina i Erin postanawiają pomścić zbiorowy gwałt na koleżance. Zakładają anonimowe zrzeszenie dziewczyn z Prescott High i sprawa nabiera rozpędu. Jako pojedyncze jednostki mogą być niezauważalne, ale jako grupa mają siłę i nie można ich dłużej ignorować.

"Świat jest chorym miejscem, myśli Grace. Jest miejscem, w którym ludzie mogą postować sobie tego rodzaju rzeczy, szerząc mrok i nienawiść, i nikt nie pociągnie ich za to do odpowiedzialności. Jest miejscem, w którym aż nazbyt łatwo jest ranić ludzi, podczas gdy pomaganie im okazuje się zbyt trudne"

Książka porusza bardzo aktualne tematy. Czy tego chcemy, czy nie, żyjemy  w kulturze gwałtu i seksizmu. Kiedy chłopak spotyka się z wieloma dziewczynami wszystko jest ok, ale kiedy to dziewczyna umawia się z różnymi chłopakami jest określana wieloma różnymi synonimami słowa prostytutka. Gdy dziewczyna zostaje zgwałcona, to bardzo często "sama jest sobie winna", bo piła alkohol czy założyła krótką sukienkę. Ludzie zapominają, że przyczyną gwałtu jest gwałciciel. Takich przykładów można wymieniać jeszcze więcej. I jeśli nic z tym nie zrobimy, to z każdym dniem będzie ich coraz więcej.

Powieść uczy także, że nasze ciało należy tylko i wyłącznie do nas i jesteśmy jedynymi osobami, które powinne o nim decydować. Nikt nie ma prawa robić tego za nas. Bardzo spodobało mi się też to, że na końcu książki umieszczane są także numery telefonów, do różnych instytucji, które np. pomagają kobietom które doświadczyły przemocy, wspierają osoby mające problemy przez swoją orientację itp. Może po przeczytaniu tej historii ktoś zdecyduje się z nich skorzystać.

Kolejna bardzo ważna kwestia, jaką porusza Amy Reed to kobieca solidarność. Często największym wrogiem kobiety jest inna kobieta, prawda? Przykład Dziewczyn Znikąd pokazuje, że wcale nie musi tak być i niezależnie od zamożności, statutu społecznego, koloru skóry, zainteresowań i wszystkich innych rzeczy możemy się wspierać. Nie tylko możemy, ale powinnyśmy to robić. Bo jako grupa mamy siłę i moc zmieniania świata.

Mimo tego, że książka porusza bardzo trudne tematy, to czyta się ją dobrze. Autorka nie skupia się tak bardzo na cierpieniu samym w sobie, tylko na przedstawieniu go jako problem, który da się rozwiązać. Dodatkowo są też inne wątki charakterystyczne dla młodzieżówek takie jak przyjaźnie czy pierwsze związki.

Książka ma zostać zekranizowana i już nie mogę się doczekać aż film się pojawi. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie i dobrze odda treść powieści.

Podsumowując, "Dziewczyny Znikąd" absolutnie mnie zachwyciły swoją trafnością i chciałabym, aby tę książkę poznało jak najwięcej osób. Moim zdaniem mogłaby nawet trafić do szkół jako lektura, bo z pewnością wniosła w moje życie więcej niż "Balladyna" czy "Quo vadis". Dlatego będę pewnie jeszcze wiele razy mówić o tej książce i całego serca zachęcam Was do sięgnięcia po nią.