środa, 30 sierpnia 2017

"Fangirl" - recenzja



Nie wiem, czy znacie to uczucie, kiedy czytacie książkę, która niby nie jest powalająca, niby przeciętna, a kurcze, wciąga jak popcorn. Albo żelki. Albo co kto lubi. Ja tak miałam z dość znaną książką, którą jest (jak zapewne wiecie po tytule notki) „Fangirl”. Dlaczego miałam takie wrażenie – sama do końca nie wiem, ale postaram się Wam dzisiaj trochę o niej opowiedzieć. 



Autor:Rainbow Rowell
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte 

Główną bohaterką powieści jest Cath jedna z sióstr bliźniaczek, które dotąd były nierozłączne. Jak zapraszało się gdzieś jedną, to było wiadomo, że pojawią się dwie. Wszystko się zmienia na początku książki, kiedy obie dziewczyny wyjeżdżają na studia i Wren nie chce już dzielić wszystkiego ze swoim klonem. Mimo, że Cath strasznie brakuje siostry, to nie może wiele zrobić. Całkowicie oddaje się więc pisaniu fanficion o Simonie. Jest ono już tak popularne, że jest fanką mającą fanów. Musi jakoś radzić sobie ze specyficzną (to chyba najlepsze słowo) współlokatorką.
Fabuła tej książki nie jest zbyt zawiła. Książka jest typową młodzieżówką, nie zbyt chyba ambitną. Nie dzieje się w niej w sumie aż tak wiele, ale mimo to coś sprawia, że chcemy wiedzieć co będzie dalej. Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego i byłabym wdzięczna gdyby ktoś mi to jakoś wytłumaczył.

Jeśli ktoś zapytałby, czy podobał mi się „Fangirl”, skłamałabym, mówiąc, że nie. Czy sięgnę po niego jeszcze kiedyś? Wątpię, wolę coś odrobinę bardziej ambitnego i z jakimś głębszym przekazem. Czy polecam? Zależy czego ktoś szuka, ale jeśli ktoś tak jak ja szuka w książkach raczej czegoś więcej, to myślę, że nie.

To co właśnie przeczytaliście jest chyba najkrótszą, albo jedną z najkrótszych recenzji jaką napisałam w ostatnim czasie. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć wiele więcej o tej książce. Wydaje mi się, ze nie ma o czym, a nie chcę streścić połowy powieści. Dlatego wybaczcie, ale w tym miejscu się dzisiaj z Wami pożegnam i obiecuję, że następna notka będzie dłuższa.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Przełamywanie ArtBlocka i test kredek, czyli moje najnowsze prace.



Niedawno miałam jakiegoś ArtBlocka i bardzo mało rysowałam, a jeśli już to były to bardziej jakieś szkice, albo proste rysunki, żeby trochę poćwiczyć. Z tego powodu nie pojawiało się tu zbyt dużo materiałów poświęconych rysowaniu. Ostatnio jednak wreszcie trochę się przełamałam i udało mi się coś narysować, dlatego w dzisiejszym poście pokażę Wam moje dwie najnowsze prace.


Pierwsza praca stworzona po długiej przerwie. Nie jestem z niej do końca zadowolona i widzę, że mogłaby wyglądać nieco lepiej. Rysując ją jednak starałam się pokonać blokadę, więc częściowo zmuszałam się wręcz by siąść i trochę porysować i nie odkładać kończenia tego rysunku na później. Całość wykonałam ołówkami (dlatego na zdjęciu trochę odbija się światło, ale nie byłam w stanie pokazać wam jej w taki sposób by tego uniknąć) na zwykłej białej kartce (format A3).



Z tego rysunku jestem już znacznie bardziej zadowolona. Rysując go testowałam nowe kredki Funlavie, które dostałam od mojego wujka (jak narysuję jeszcze kilka prac to postaram się napisać jakąś recenzję). Wzorowałam się na zdjęciu znalezionym w internecie, nieco je przerabiając. Myślę, że jak na test nowych narzędzi, to praca jest dość udana, tym bardziej, że dość rzadko rysuję ludzi i dopiero niedawno zaczęłam próby nauczenia się rysowania ładnych postaci.
Cóż, na dziś to już wszystko, co chciałam Wam pokazać, mam nadzieję, że lubicie takie wpisy, bo jak tylko całkiem pokonam artystycznego lenia to na pewno wstawię notkę z kolejnymi pracami.

środa, 23 sierpnia 2017

"Kochani, dlaczego się poddaliście?" - recenzja



O książce, którą dzisiaj chcę Wam przedstawić słyszałam (a właściwie czytałam) wiele sprzecznych opinii.  Były osoby oczarowane i rozczarowane. Dlatego postanowiłam sama przekonać się jaka dla mnie będzie książka A. Dellaira pt. „Kochani, dlaczego się poddaliście”.



Powieść jest zbiorem listów, które główna bohaterka pisze do swoich ukochanych piosenkarzy i innych znanych osób, które najczęściej już nie żyją. Nie pisze ich bez powodu, ponieważ jest to taka jej wersja pamiętnika, a Laurel ma wielką potrzebę zwierzenia się komuś. Nie jest jej w życiu łatwo. Po śmierci siostry, która była dla niej pewnego rodzaju autorytetem, wzorem, ideałem, który próbowała osiągnąć, dziewczyna nie potrafi do końca się pozbierać. Na dodatek jej matka zostawia ją z ojcem i wyjeżdża, ponieważ nie jest w stanie pogodzić się z tym, co się stało. May była w ich domu wulkanem energii. Zawsze pewna siebie, uśmiechnięta. Wszystkim jej brakuje, a Laurel czuje, że nie jest w stanie jej dorównać. Kiedy idzie do liceum, musi na nowo poukładać sobie życie, bez ukochanej siostry, co dla głównej bohaterki jest nie zwykle trudne. 

Książka porusza wątki przyjaźni, różnego rodzaju, miłości, samotności i wiele innych. Przede wszystkim jednak próbuje pokazać, że porównywanie się do innych i próby naśladowania nie zawsze są do końca dobre, a rozpaczanie nie zwróci nam bliskich.

Dla mnie ta książka ma coś magicznego, ponieważ momentami czułam się jak mała dziewczynka, od której wszyscy są starsi i mogą więcej(oświećcie mnie dlaczego, bo nie mam pojęcia). Bywały też jednak fragmenty, przy których docierało do mnie, że kilkanaście lat życia mi już minęło. I nie wróci. Stało się to głównie za sprawą cudownego fragmentu, w którym jeden z przyjaciół Laurel mówi, że jedyne czego sobie życzy, to żeby się nie zmienili. Żeby zawsze pamiętali tą chwilę i byli w głębi serca tymi samymi osobami (oczywiście on ujął to ładniej, więc może wstawię Wam cytat).


"Chciałbym, żebyśmy zawsze tacy byli, do końca życia. Zestarzejemy się, ale moja afirmacja jest taka, żebyśmy się nigdy nie sprzedali. Nigdy nie byli na tyle starzy, żeby zapomnieć jacy jesteśmy w tej chwili."



Powieść jest bardzo specyficzna i wiem, że nie każdemu może się spodobać. Mimo to zachęcam do tego byście dali jej szansę i nie zniechęcali się po kilku stronach. A jeśli już czytaliście to napiszcie jak Wy ją odebraliście (a właściwie odebrałyście, ponieważ jest to raczej książka dla przedstawicielek płci pięknej).

sobota, 19 sierpnia 2017

Smerfowy TAG



Dzisiaj pierwszy w moim życiu TAG. Ktoś się cieszy? Mam nadzieję, że tak. Do Smerfowego TAGu (który nawiasem mówiąc jest jednym z moich ulubionych) nominowała mnie Dominika z bloga Books of Souls (dziękuję, kochana!). Także nagłowiłam się i nakombinowałam, ponieważ nie wiedziałam jakie książki tu dać, ale w końcu jakoś dałam radę.




1.Papa Smerf
Książka z mądrym bohaterem, przywódcą.

Pierwsza książka o której pomyślałam, to moja ukocha „Piratika” i jej główna bohaterka – Art. Dziewczyna jest naprawdę niesamowita. Chyba, że dowodzenie zgrają piratów jest całkiem normalne, kiedy ma się kilkanaście lat? 

2.Smerfetka
Książka z miłą i sympatyczną bohaterką.

Nie brakuje takich bohaterek, ale wydaje mi się, że to odpowiedni moment, żeby wcisnąć do tego TAGu „Anię z Zielonego Wzgórza”. To jest książka mojego życia. Sama Ania jest bardzo energiczna, pozytywnie świrnięta i optymistycznie podchodząca do życia (chyba, że akurat jest w otchłani rozpaczy). Kocham i uwielbiam.

3. Ważniak
Książka ze sprytnym bohaterem.

Tutaj zastanawiałam się dość długo. I koniec końców stwierdziłam, że gdzieś w tym TAGu powinien się pojawić nieśmiertelny Harry Potter. Ale, ale … pod ten punkt podciągam nie tylko głównego bohatera tej serii, ale większość postaci jakie tam występują! Moim zdaniem Hermiona, Ron, Luna, Ginny, Draco, Snape, Dumbledor, McGonnagal, Lupin, Syriusz i wielu, wielu innych, których nie dałam radę wymienić.

4. Osiłek
Książka z silnym i wojowniczym bohaterem.

Tutaj znów nasuwa mi się Harry. Ale po za tym wydaje mi się, że będzie to „Mroczne światło”. Wojownicza dziewczyna-elf. To jest to.

5. Harmoniusz
Książka z motywem muzyki.

Mój dość nowy nabytek – „Jedyny pirat na imprezie”. Książka, którą totalnie uwielbiam. Jest to biografia skrzypaczki napisana w tak cudowny, zabawny i zachęcając do działania sposób, że jestem totalnie pod wrażeniem.


6. Ciamajda
Książka, którą wszyscy wychwalają, jednak tobie średnio się podobała. 

Mam lekki problem, bo wiem, że jest sporo takich książek, a nie umiem sobie ich przypomnieć. Ale to nie jest też tak, że jakaś książka była zła, tylko nieraz jest tak, że spodziewałam się po prostu więcej, po książce, która moim zdaniem jest dobra, a dużo osób twierdzi, że jest genialna, cudowna i doskonała. Miałam tak np. z „Oddam ci słońce”, która była fajna, ale nie aż tak, jak myślałam, że będzie, mimo, iż wiele osób ją ubóstwia. 



7. Śpioch
Książka z tak nudną fabuła, że zasypiałeś przy jej czytaniu.

Pomijając „Krzyżaków”? Hmmm … rzadko trafiają się aż tak złe książki, tym bardziej, że najczęściej czytam takie, które pozytywnie zostały ocenione w blogosferze, albo które poleciła mi jakaś koleżanka. Dlatego po za lekturami nie było takich książek zbyt dużo.
8. Malarz
Książka z piękną okładką.

Niepodważalnie „Ponad wszystko”. Jak dostałam paczkę to kilka minut się na nią gapiłam. Powiedzcie mi, czy to jest normalne? Uwielbiam też moje „Papierowe miasta”. I ostatnio zakochałam się w okładce „Indeks szczęścia Juniper Lemon”. Po za tym dość popularne ostatnio na instagramie  wydanie książek z serii „Ani z Zielonego Wzgórza” po angielsku, w takich delikatnych kolorach(mam nadzieję, że wiecie o jakie mi chodzi).

9. Zgrywus
Książka w trakcie, której czytania pękałeś ze śmiechu.
Znów – spora część książek J.Greena zwłaszcza chyba „19 x Katherine” (wiem, wiem, ja ciągle o Greenie, ale musicie mi to wybaczyć, bo ja po prostu te książki uwielbiem). Ale, żeby nie było niejednokrotnie prawie płakałam ze śmiechu przy książkach Ewy Nowak (w szczególności „Yellow Bahama w prążki”).


10. Łasuch
Książka, przy której cały czas coś jadłeś.
Ja nie jem przy książkach. Nigdy. No dobra, może czasami. Czasami często. Jadłam przy wielu książkach, ale taka, która utkwiła mi w głowie to „W śnieżną noc” przy której zjadłam chyba z 3-4 miseczki płatków śniadaniowych. Czytając ją po południu. Nie pytajcie mnie proszę dlaczego, bo nie wiem.
11. Smerfuś
Książka, w której podczas czytania poczułeś się jak dziecko.

To co teraz napiszę, może być dziwne, ale jest to książka „Kochani, dlaczego się poddaliście”. Czytając ją miałam różna fazy – raz czułam się jak mała dziewczynka, a raz czułam się no … staro (więcej o tym w recenzji). 

To były już wszystkie pytania z tego TAGu. Jeszcze raz dziękuję za nominację. Ja natomiast chciałabym, aby TAG ten zrobiły:
I oczywiście każdego, kto chce go zrobić, bo dotąd nie miał okazji.

wtorek, 15 sierpnia 2017

"Błahostka i kamyk" - recenzja


Jedną z moich ulubionych polskich pisarek jest Ewa Nowak (nie przeczytałam jeszcze wszystkich jej książek, ale kilka pozycji już mam za sobą), która w swoich książkach potrafi w śmieszny sposób opisać sytuacje z codziennego życia nastolatków. Z tego powodu gdy tylko zauważyłam w bibliotece książkę „Błahostka i kamyk” od razu bez wahania ją wypożyczyłam. 



Autor: Ewa Nowak
Wydawnictwo: Egmont Polska
Spodziewałam się kolejnej wesołej powiastki na jedno albo dwa popołudnia, zawierającej jakiś fajny „morał”, ale jednak bardzo lekką. Z wielkim entuzjazmem zabrałam się do czytania. Czytałam i czytałam nieco się męcząc. A na koniec zastanawiałam się czy na pewno nie pomyliłam autorów. Ale nie. Także oświadczam oficjalnie, że pierwszy raz zawiodłam się na książce Ewy Nowak.

Główna bohaterka książki  Marlena, której rodzice zginęli w wypadku samochodowym mieszka z dziadkiem. Absolwentka gimnazjum co wakacje jeździ do rodziny mieszkającej w Kanadzie. Wiedzie dość spokojne, ale nie do końca szczęśliwe życie. Męczona jest przez swojego wewnętrznego potwora, który wypomina jej wszystkie niepowodzenia i usiłuje uświadomić jej jaka jest beznadziejna. Wszystko zmienia się, kiedy wyjeżdża na obóz. Poznaje tam kilka osób, które odmieniają jej życie. Po za tym w Kanadzie także dzieje się kilka rzeczy, którzy nie ułatwiają jej ogarnięcie tego co się dzieje. A w sumie coś tam się dzieje.

Powieści brakuje moim zdaniem więcej akcji. Z nieznanych mi przyczyn autorka nie popisała się też swoimi błyskotliwymi żartami, których zwykle w jej książkach nie brakuje (no dobra, nawiązanie do krokodyla z „Zemsty” mnie rozbawiło, ale wiele tego nie było). Nie jest to całkowicie zła książka, ale w porównaniu z innymi młodzieżówkami, które czytałam wypada naprawdę kiepsko. Nie mam pojęcia dlaczego tak źle odebrałam tę powieść, ale po prostu czegoś mi w niej brakuje. Cieszę się, że nie kupiłam tej książki, tylko ją wypożyczyłam, ponieważ pomimo ładnego wydania (jest dość fotogeniczna, co usiłowałam pokazać na moim instagramie @lovely_black_angel) książka mnie okropnie rozczarowała. I tyle.