piątek, 27 września 2019

Nie wiem, co to miało być - recenzja "Ktoś mnie obserwuje" i "Ktoś mnie okłamuje"

Jeśli uważnie śledzicie mojego bloga, to wiecie, że jakiś rok temu przekonałam się do czytania thrillerów. Dlatego uznałam, że seria "Ktoś mnie..." to będzie coś dla mnie. Napisałam więc do wydawnictwa Jaguar, z którym od jakiegoś czasu współpracuję (i któremu bardzo dziękuję za możliwość otrzymania tych książek) i jakiś tydzień później miałam już oba tomy w swoich rękach.


 Autor: A.V. Geiger
Wydawnictwo: Jaguar

Główną bohaterką książki jest Tessa. Dziewczyna cierpi na agorafobię.  Po traumie, którą przeżyła panicznie boi się opuścić własny pokój. Jej jedyną formą kontaktu ze światem jest internet. Pisze opowiadanie, fanfiction o swoim ukochanym piosenkarzu Ericu Thornie. Wbrew temu, co myśli większość jego fanek, muzyk nie ma łatwego życia. Ograniczony kontraktem czuje się jak w więzieniu...Co się stanie, gdy drogi tych dwojga się skrzyżują?

Sięgając po te książki spodziewałam się (zgodnie z opisem) thillera. Jednak to, czym jest ta książka to bardziej młodzieżówka z jego elementami. Ciągle oczekiwałam, że wydarzy się coś, co mnie zaskoczy. I faktycznie pod koniec obu tomów one następowały, ale jedno większe zaskoczenie na książkę to trochę mało.

Na początku nie bardzo mogłam się wkręcić w tą historię, ale po jakimś czasie fabuła faktycznie wciągnęła mnie na tyle, bym chciała wiedzieć, jak to się skończy. Ale mimo tego, że troch się wciągnęłam, to nie powiem, żeby ta powieść jakoś bardzo mi się spodobała. Byłabym w stanie wybaczyć jej, że nie jest thrillerem, jeśli byłaby przynajmniej dobra, ale cóż...nie była.

Zdecydowanie się na tej pozycji zawiodłam, bo prawdę mówiąc przez większość czasu była najzwyczajniej w świecie dość nijaka. Dlatego nie polecam i uważam, że jest masa znacznie lepszych pozycji, które zasługują na przeczytanie.

niedziela, 22 września 2019

Jak polubić jesień? - 5 rzeczy, które w niej uwielbiam

Dużo osób nie lubi jesieni. Kojarzy im się głównie z zimnem, deszczem i szybkim zachodem słońca. Ale jeśli chodzi o mnie, to jesień, szczególnie ta wczesna jest jednym z moich ukochanych okresów w całym roku. Także jeśli jesteście tym typem ludzi, którzy jesieni nie lubią, to może moja lista pomoże Wam dostrzec w niej pozytywne aspekty.


Kolory

Kiedy przychodzi jesień mój mózg automatycznie się przeprogramowuje i brązowy, bordowy czy musztardowy automatycznie stają się najpiękniejszymi kolorami na świecie. Uwielbiam to, jak drzewa mienią się wszystkimi odcieniami żółtego, czerwonego czy brązowego. No i te wszechobecny pomarańcz dyń! Mogłabym godzinami przeglądać ich zdjęcia na instagramie...

Swetry, szale i ciepłe buty

Moim zdaniem jesienią temperatura jest praktycznie idealna. Nie ma jeszcze mrozu, ale też nie umieram z gorąca mimo wentylatora. I mogę ubierać swoje ukochane ciepłe swetry, albo owinąć się kolorowym szalem. Z drugiej strony nie jest jeszcze na tyle zimno, by musieć chodzić w puchowych kurtkach, których definitywnie nie lubię.


Haloween

Ja wiem, że jest trochę osób, które nie lubią tego święta i uznają je za jakieś złowrogie obrzędy, ale ja mimo tego, że jakoś specjalnie go nie świętuję to jednak podoba mi się cała ta otoczka. Może w poprzednim wcieleniu byłam czarownicą, bo te wszystkie dynie, kościotrupy i duchy, mimo że często trochę kiczowate, ale mają dla mnie swój urok. I uwielbiam oglądać też filmy typu "Miasteczko haloween" i pewnie niedługo to właśnie będzie moje zajęcie na wolne wieczory. 

Za liście szeleszczące pod nogami

 Totalnie banalna rzecz, ale moim zdaniem liście wydające ten swój charakterystyczny odgłos, kiedy się na nie nadepnie są jedną z fajniejszych rzeczy w okresie jesieni. W sumie nie mam pojęcia, co więcej mogłabym w tym punkcie napisać - po prostu to lubię.


Wieczory z kocem, książką i herbatą

Uwielbiam czytać o każdej porze roku, ale jesienne wieczory mają jednak niepowtarzalny klimat. Kiedy za oknem jest już ciemno, albo pada deszcz, a ja mam możliwość siedzieć w swoim pokoju pod kocem z wielkim kubkiem herbaty i książką, to nic więcej mi do szczęścia nie potrzebuję.

Dajcie koniecznie znać co lubicie,a czego nie lubicie w jesieni. Możecie mi też napisać jaka jest Wasza ulubiona pora roku, bo jeśli chodzi o mnie to jest to zdecydowanie wiosna i jesień.
Wieczory z kocem, książką i herbatą

poniedziałek, 16 września 2019

Czy pokochałam "To all the boys I've loved before"? - książka vs film

W zeszłym roku po premierze filmu na Netflixie rozpoczęła się fala zachwytów zarówno nad książką "Do wszystkich chłopców, których kochałam" jak i nad ekranizacją. Pod wpływem pozytywnych opinii wielu dziewczyn, których gustowi czytelniczemu ufam dopisałam tę pozycję do swojej listy "do przeczytania" i w końcu, po roku czasu udało mi się za nią zabrać.



Książka 

Swoją przygodę z tą historią zaczęłam od przeczytania książki. Jak zapewne zauważyliście, w tytule wpisu znajduje się anglojęzyczna wersja, a to dlatego, że czytałam tę pozycję po angielsku. Dlatego chciałabym zaznaczyć, że mój odbiór może być odrobinę inny niż w przypadku polskiego tłumaczenia. 

Jeśli jeszcze nie wiecie o co chodzi w tej historii, to pozwólcie, że Wam to w wielkim skrócie przedstawię. Główna bohaterka, czyli Lara Jean napisała w swoim życiu pięć listów miłosnych. Żadnego z nich jednak nie miała w planach wysłać. Wszystkie leżą spokojnie w pudełku...a właściwie leżały. Wszyscy chłopcy otrzymują listy. Jakby tego było mało, jednym z nich jest były chłopak starszej siostry Lary Jean...

"Może właśnie dlatego mnie pocałowałeś - żeby zdobyć nade mną władzę. Żeby zmusić mnie to zainteresowania się Tobą. Podziałało."

Pomysł na historię jest prosty, ale dość oryginalny i moim zdaniem udany. Wykonanie też jest naprawdę bardzo dobre. Nie brakuje zwrotów akcji, więc czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi
Podoba mi się także sam sposób napisania książki. Nie wiem dokładnie jak to jest w polskiej wersji, ale bardzo spodobał mi się sposób sposób napisania i język jakim posługuje się Jenny Han. 

Jeśli chodzi o słownictwo to nie jest ono bardzo skomplikowane. Jest to chyba pierwsza książka, którą przeczytałam w całości po angielsku i jeśli Wy również chcecie zacząć swoją przygodę z czytaniem w tym języku to wydaje mi się, że jest to dość dobry wybór. Mój język jest mniej więcej na poziomie B1/B2 i sprawdzałam dość pojedyncze słowa, większości rozumiałam lub byłam się w stanie domyślić. Prawda jest też taka, że nie trzeba rozumieć dosłownie każdy wyraz, aby wiedzieć o co chodzi. 

Film

Kilka dni po lekturze książki postanowiłam zobaczyć także ekranizację. Byłam ciekawa, czy spodoba mi się równie bardzo jak powieść. 

Na pewno jest dużo różnic jeśli chodzi o fabułę, szczególnie w drugiej połowie. Film jest trochę połączeniem pierwszej i początku drugiej książki (aktualnie jestem w trakcie czytania "P.S. I still love you").  Nie mogę jednak jednoznacznie stwierdzić, czy te zmiany są na lepsze czy na gorsze, wydaje mi się, że obie wersje są naprawdę dobre. 

Wydaje mi się, że ekranizacja ma bardziej "zamknięte" zakończenie i w zasadzie na nim całość mogłaby się skończyć. O dziwo jednak pojawiły się informacje, że na Netflixie ma się pojawić kontynuacja. 

Jeśli chodzi o wykonanie, to nie ma w tym filmie nic nadzwyczajnego. Ani gra aktorska, ani ujęcia w żaden sposób nie powalają. Jednak ni można chyba oczekiwać zbyt wiele po tego typu produkcji. Tym bardziej, że mimo wszystko ogląda się to przyjemnie. 

Podsumowując - zarówno książkę jak i film mogę Wam serdecznie polecić, jeśli szukacie czegoś lekkiego i uroczego. Na pewno będę czytała pozostałe tomy(tak jak wspominałam, jestem gdzieś w połowie drugiej części) i jeśli pojawi się  kolejna część ekranizacji to też z pewnością ją obejrzę i dam Wam znać czy mi się podobała. 

wtorek, 10 września 2019

Pierwsza książka w tym roku, która wzruszyła mnie do łez, czyli recenzja "Małego życia"

Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to pewnie widzieliście, jak jakiś czas temu siedziałam ze łzami w oczach, po skończeniu "Małego życia". I wiecie już, że uważam tę historię za absolutnie wyjątkową. To teraz chyba czas wytłumaczyć, dlaczego.


Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 811

Na początku chciałabym zaznaczyć jedno - opis, jaki znajdziemy z tyłu książki nijak ma się do tego, jaka ta książka naprawdę jest. No dobra, może trochę przesadziłam, ale po prostu czytając to, co jest tam napisane człowiek zupełnie nie spodziewa się tego, jaka ta historia naprawdę jest.

Na ponad 800 stronach (ta książka naprawdę jest niezłą cegłą) przedstawione jest życie czwórki przyjaciół - Juda, Willema, Malcolma i JB. Każdy z nich jest tak właściwie zupełnie inny. Znajdziemy wśród nich pełnego temperamentu malarza, nieśmiałego prawnika,którego przeszłość kryje wiele tajemnic, świetnego architekta i wytrwałego aktora. Poznajemy ich zaraz po ukończeniu studiów i towarzyszymy im przez kolejne mniej więcej 40 lat. Fabułą jest po prostu ich codzienne życie i trudności, które się w nim pojawiają.

Z czasem książka zaczyna skupiać się trochę bardziej na samym Judzie, ale wszystkie postacie są bardzo szczegółowo wykreowane. I to właśnie chyba przez to ta książka jest tak wyjątkowa, bo dzięki temu stają się dla nas bardziej realni i mocniej przeżywamy to, co się z nimi dzieje.

W przepiękny sposób powieść ta pokazuje miłość. Nie jako ciągłe motylki w brzuchu i trzymanie się za ręce. Ale jako chęć zrozumienia drugiej osoby, akceptowanie jej i bezwarunkowe wsparcie.

"A poza tym czy przyjaźń to większe uzależnienie niż związek z kobietą? Dlaczego wydaje się godna podziwu, kiedy ma się dwadzieścia siedem lat, a budzi zgorszenie u trzydziestosiedmiolatka? Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? A może jest lepsza? Dwoje ludzi pozostaje razem przez lata, a wiążą ich nie seks, nie atrakcyjność fizyczna, nie pieniądze, nie dzieci, nie własność, lecz wzajemna zgoda na bycie razem, wzajemne zobowiązanie wobec unii, która nie daje się skodyfikować. Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samemu też można się przy niej czuć podle."

Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam na jakiejś książce czy filmie. I to nie jest tak, że się nie wzruszam, ale mam w sobie taką wewnętrzną blokadę, która zazwyczaj nie pozwala mi płakać. "Małe życie" tę blokadę złamało o pod koniec czytania siedziałam, a łzy tak po prostu mi leciały.
Zaczynając pisać tę recenzję myślałam, że będzie ona długa. Chciałam wylać z siebie cały zachwyt nad tą książką. Ale wydaje mi się teraz, że ona tego nie potrzebuje. Że moje łzy mówią same za siebie.

"Małe życie" mogę Wam polecić z całego serca i pewnie nieraz będę o nim wspominać, ale chciałabym, abyście przeczytali je w momencie, kiedy będziecie na to gotowi. Kiedy będziecie mieli czas (800 stron to masa czytania, a lepiej nie rozwlekać tego aż tak bardzo w czasie, bo można się odrobinę pogubić) i siłę, żeby udźwignąć ogrom trudnych emocji, które przeżywamy wraz z bohaterami. Bo jest to książka autentyczna i na swój sposób piękna i bolesna jednocześnie.

środa, 4 września 2019

Czy lepiej by było, aby "Znikający stopnień" naprawdę zniknął? - recenzja

Całkiem niedawno na blogu pojawiła się recenzja książki "Nieodgadniony". W ramach współpracy z wydawnictwem Poradnia K otrzymałam drugi tom, na który bardzo czekałam.


 Autor: Maureen Johnson
Wydawnictwo: Poradnia K


Nie będę się rozpisywać na temat samej fabuły, ponieważ jest to bezpośrednia kontynuacja "Nieodgadnionego" i ciężko byłoby mi uniknąć spoilerów. Dlatego jeśli nie wiecie o co chodzi w tej historii, to TUTAJ macie recenzję pierwszej części.

Poprzednia część zakończyła się dość nagle, po wyjściu na jaw pewnych zaskakujących informacji, dlatego jeśli macie możliwość, to zaopatrzcie się od razu w obie książki. W drugim tomie pojawia się wiele nowych faktów, a Stevie jest coraz bliżej rozwiązania zagadki. Nie brakuje też kolejnych trupów i poznajemy kilku nowych bohaterów. Akcja dość mocno się rozkręca. Mamy także kilka retrospekcji, które również wiele wyjaśniają.

"Ekscytacja i lęk są spokrewnione, czasami zatem można je pomylić. Łączy je wiele objawów, rozszerzenie źrenic przyspieszony puls, pobudzenie. O ile jednak ekscytacja unosi, poprawia nastrój, o tyle lęk ściąga w dół, przygniata, sprawia że traci się grunt pod nogam"


Obok typowo kryminalnego wątku rozwijają się inne, związane z codziennym życiem bohaterów. W życiu Stevie nie brakuje miejsca na przyjaźń i...zakochanie. Choć sprawy sercowe są nieco skomplikowane.


Jeśli chodzi o język i inne tego typu aspekty, to wydaje mi się, że obie części są dość porównywalne. Nie znalazłam nic, co przeszkadzałoby w trakcie czytania, Johnson pisze naprawdę przystępnie i dobrze się to czyta.

"Znikający stopień" urywa się w momencie, kiedy od ostatecznego rozwiązania sprawy bohaterów dzieli naprawdę niewiele. Będę z niecierpliwością czekała na ostatni tom, chociaż niestety nie znam jeszcze dokładnej daty wydania, ale prawdopodobnie będzie ona dopiero w przyszłym roku.

poniedziałek, 2 września 2019

5 książkowych bohaterów, których podziwiam

Jakiś czas temu na Instagramie dostałam pytanie o to, jakich bohaterów książkowych najbardziej podziwiam i za co. Nie byłam w stanie krótko odpowiedzieć na to pytanie na story, ale obiecałam Wam post na ten temat, więc...oto jestem.



Kate z "Promyczka"

To była jedna z pierwszych, chyba nawet pierwsza postać jaka przyszła mi do głowy, kiedy zaczynałam pisać ten post. Jej optymizm w obliczu ciężkiej choroby to coś absolutnie niesamowitego. Zamiast martwić się swoją chorobą, stara się jak najlepiej spędzić czas, który jej jeszcze został.  Pokazuje, że życie jest krótkie, więc trzeba je dobrze wykorzystać.

Joanna Chyłka

Jeśli ktoś z Was miał okazję sięgnąć po serię o mecenas Chyłce to wie, że jest to postać co najmniej nietuzinkowa. Po za tym, że uwielbiam jej poczucie humoru i bezczelność, to podziwiam jej upór i zaangażowanie w to, co robi. Dodatkowo na ogromny szacunek zasługuje niewątpliwie wysoka inteligencja.

Willem z  "Małego życia"

Willem jest wzorem jeśli chodzi o miłość do drugiego człowieka. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, bo byłby to niewątpliwy spoiler. Ale to jak bardzo wspierał swojego ukochanego, jest niesamowite (mimo tego, że była to miłość bardzo trudna, bo niełatwo jest kochać kogoś, kto ma zaburzenia psychiczne). Chciałabym trafić w swoim życiu na taką osobę.


Herkules Poirot

Na blogu wielokrotnie wspominałam już o tym, że uwielbiam książki Agaty Christie. Dlatego nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu słynnego detektywa, którego szare komórki niejednokrotnie mnie zadziwiły. To jak niesamowicie potrafi łączyć fakty i dopasowywać do siebie części układanki, jaką są rozwiązywane przez niego sprawy chyba nigdy nie przestaną wprawiać mnie w zdumienie.

Mieszkanki Czerwonego Klasztoru

W tym przypadku chciałabym wskazać nie jedną ale całą grupę bohaterów, a właściwie bohaterek. "Maresi" przeczytałam już jakiś czas temu i muszę to zrobić jeszcze raz, by napisać dla Was recenzję, bo nie do końca wiem co o niej myśleć. Wiem jednak, że mamy tam piękny przykład na to, jak w trudnej sytuacji kobiety potrafią się nawzajem wspierać i poświęcać się dla dobra ogółu.


W komentarzu napiszcie koniecznie kogo Wy podziwiacie i oczywiście za co. Jestem bardzo ciekawa Waszych propozycji!