poniedziałek, 29 maja 2017

Miłego dnia!


W dzisiejszym świecie zepsuć humor jest bardzo łatwo, a naprawić … (przynajmniej częściowo) w sumie też. Serio. Wystarczy po prostu uśmiech i miłe słowo.


Roboty

Ostatnio zauważyłam, że powoli stajemy się maszynami. Panie na kasie ze znudzoną miną kasują kolejne produkty wybrane przez markotnych klientów. Często ludzie nie są w stanie podjąć tego jakże wielkiego wysiłku i powiedzieć zwykłe, proste „dzień dobry” i „do widzenia”.  Ta ludzka obojętność strasznie mnie dołuje, a czasem wręcz przeraża. No bo okej, czasy kiedy pozdrawiano się przez uniesienie kapelusza minęły, ale to nie znaczy, że mamy ignorować innych ludzi. Bo czy wy lubicie z takimi obojętnymi, wiecznie niezadowolonymi z życia ludźmi mieć kontakt? Myślę, że raczej nie. 

Nie jesteś jedynym człowiekiem na świecie

Każdy ma prawo mieć zły dzień i to jest jak najbardziej w porządku. Nie musimy jednak od rana tym naszym niezbyt pozytywnym nastrojem zarażać wszystkich wokół. I ja wiem, że to nie jest łatwe, bo sama czasem mam ochotę przyczepić sobie karteczkę „nie podchodź, mam zły dzień”.  Ale zauważyłam, że jeśli pokonamy naszego wewnętrznego potworka i się do kogoś uśmiechniemy, a co za tym idzie (przynajmniej zazwyczaj) zobaczymy uśmiech z jego strony, to nam też chociaż minimalnie poprawi się humor

Miłe słowa

Zawsze kiedy idę coś załatwić czy to do biblioteki czy gdziekolwiek staram się wychodząc życzyć osobie, która mnie „obsługiwała” właśnie „miłego dnia”. I bardzo często widzę „efekty” tych dwóch słów w postaci odwzajemnionych życzeń i uśmiechu. Nie zawsze pamiętam o tym, żeby to zrobić, ale staram się wyrobić taki nawyk, bo widzę ile dobrego potrafi on zdziałać. Przestaję być wtedy postrzegana jako kolejna, która czegoś chciała, a zamiast tego wywołuję lekkie zdziwienie tym dość niecodziennym ostatnimi czasy zachowaniem, i to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu.



Drobiazgi codzienności

Tak samo, jak miłe słowa zadziałają drobne niespodzianki. Nie trzeba wcale kupować nie wiadomo czego. Wystarczy jakiś drobiazg: cukierek z karteczką na której widnieje napis np. „lubię cię”, własnoręcznie zrobiony upominek np. biżuteria czy jakaś inna drobnostka związana z tym co wasza przyjaciółka, czy ktokolwiek kogo chcecie uszczęśliwić lubi. Gwarantuję, że osoba będzie szczęśliwa i przez jakiś czas będzie jeszcze wasz podarek wspominać, uśmiechając się przy tym do samej siebie.

To tak niewiele kosztuje

Wysłanie rano sms-a z chociażby tytułowym „miłego dnia” może faktycznie sprawić, że ktoś ten dzień zacznie pozytywniej. Warto też pamiętać o datach np. czyjegoś wyjazdu na wakacje i z tej okazji wysłać jakąś wiadomość. Taka osoba na pewno trochę się zdziwi i ucieszy. Nas to naprawdę nic nie kosztuje (chyba, że tą minutę czasu), a reakcje ludzi są czasem naprawdę bezcenne. Po za tym świadomość, że ktoś uśmiechnął się właśnie z naszego powodu jest naprawdę fajna.
Dlatego apeluję – zwracajcie uwagę na takie drobne gesty. To, że spora część naszej populacji tego nie robi, nie znaczy, że Wy też nie macie. W ten sposób może choć trochę „naprawimy” świat.
A jak już jesteśmy w tym temacie, to życzę Wam wszystkim, i każdemu z osobna – MIŁEGO DNIA!

P.S. Mój dzień zdecydowanie jest dobry - mam urodziny!

środa, 24 maja 2017

Słowotok informacyjny#1: wakacje, wycieczki i inne bzdety



Pewnie część z Was zastanawia się o co chodzi i dlaczego ta notka ma tytuł „słowotok informacyjny”. Otóż zebrało się trochę rzeczy, które chcę Wam przekazać nie chcę pisać o nich w normalnych wpisach, żeby ich po prostu niepotrzebnie nie przedłużać itd. Takie posty będą pojawiać się pewnie raz na miesiąc lub nawet rzadziej, bo nie widzę w nich nic fascynującego. Będzie to taki update o tym co u mnie, czego możecie się spodziewać itd. Więc zaczynamy…



Co u mnie?

Nie wiem czy tylko mi ten rok szkolny zleciał tak strasznie szybko, ale jeśli jeszcze ktoś się nie zorientował to został nam miesiąc szkoły! Naprawdę nie wiem, kiedy to zleciało. Czekają mnie teraz dwie kilkudniowe wycieczki jedna po drugiej. Na wakacje też mam już trochę planów i zobaczymy co z nich wyjdzie. Na pewno sporo czasu spędzę po prostu z moimi koleżankami, po za tym jadę też w góry więc nudzić się raczej nie będę.

Co na blogu?

W związku z wyjazdami może stać się tak, że notki będę troszkę rzadziej, bo po prostu nie wyrobię. Ale już w połowie czerwca wszystko prawdopodobnie wróci do normy. Szykuję trochę typowo wakacyjnych wpisów, a po za tym „po staremu”.
Planuję też zorganizować jakieś międzyblogowe wyzwania i inne współprace, także jeśli ktoś z Was ma ochotę coś takiego ze mną zrobić to piszcie w komentarzach albo na maila oczamilaury@gmail.com

Ciekawe linki:

Żeby Słowotok informacyjny nie był zbyt nudny pojawiać będą się też linki do ciekawych stron i artykułów. W tym miesiącu są to:



czwartek, 18 maja 2017

Akwarele#1:moja nowa miłość

Akwarele, inaczej farby wodne. Chyba każdy wie o które chodzi. Ale wbrew pozorom dają dużo więcej możliwości i są bardziej „skomplikowane” niż się większości ludzi wydaje.

Farbki z dzieciństwa

Dla wielu z nas akwarelki są pierwszymi farbkami, które jako kilkuletnie dzieci dostajemy. I wszystko byłoby dobrze, bo dość łatwo się zmywają i trudno zrobić sobie nimi krzywdę. Problem w tym, że najczęściej dzieciom kupowane są te najtańsze, słabo napigmentowane zestawy. Do tego zwykłe kartki, które nasiąkały wodą i stawały się całe pofalowane. Jednym słowem koszmar. I tak, wiem, że dzieci i tak się aż tak nie znają, ale nawet dla nich bywa to denerwujące, tym bardziej, że to samo jest często w klasach I-III (a nawet starszych) szkoły podstawowej, gdzie już zazwyczaj jest się trochę bardziej rozgarniętym.

Farby wodne na poważniej – rodzaje akwareli

1.     Akwarele w kostkach

Chyba trochę bardziej popularne niż te w tubkach. Aby nimi malować trzeba nabierać je mokrym pędzlem. Pigmentacja zależy od firmy (a co za tym idzie, często także ceny). Można kupić je zarówno w całych zestawach jak i na sztuki. Nie miałam okazji testować ich zbyt wielu, ale bardzo spodobały mi się te z firmy renesans. 

2.     Akwarele w tubkach

Forma którą ja osobiście preferuję, ponieważ moim zdaniem daje trochę więcej możliwości.  Farby te można nakładać od razu bez rozwadniania. Otrzymuje się wtedy bardziej kryjący odrobinę przypominający farby akrylowe efekt. Jeśli jednak się je rozwodni to efekt jest podobny jak w przypadku tych w kostkach. Również dostępne są zarówno na sztuki jak i w zestawach, chociaż u mnie w sklepie plastycznym na sztuki ich kupić nie można, jeśli już to musiałabym zamawiać przez Internet.



3 porady, które mogą ułatwić malowanie

1.     Szkic kredką akwarelową
O tym triku usłyszałam bardo niedawno, ale gdy tylko spróbowałam go przetestować, to stwierdziłam, że już nigdy nie zrobię ołówkiem szkicu pod akwarele lub właśnie kredki akwarelowe na mokro (o nich też będzie notka, ale nie jestem w stanie robić tyle naraz, więc troszkę musicie poczekać).  Kredka akwarelowa się rozpuszcza i nie jest tak widoczna jak ołówek, który niestety lubi odznaczać się na pracach. Są dwie wersje tej metody – jedna polega na używaniu szarej kredki zamiast ołówka. Ja jednak częściej stosuję drugą polegającym na robieniu szkicu w kolorze (np. liście szkicujemy zieloną, kwiaty niezapominajki niebieską itd.).

2.     Akwarele można łączyć np. z solą
Sama nie miałam okazji jeszcze tego przetestować, ale bardzo dużo osób zachwyca się interesującymi efektami jakie można dzięki temu uzyskać, więc nie mogę doczekać się momentu, w którym i ja spróbuję.

3.     Dwa pojemniki z wodą
Ciągłe wymienianie wody jest trochę irytujące, więc jeśli np. stosujecie technikę mokre na mokre (na zwilżoną kartkę nakłada się farbę, która siłą rzeczy również jest rozwodniona) to polecam wziąć sobie dwa pojemniczki – jeden do płukania pędzli, a drugi z czystą woda do namaczania kartki itp.

Moja historia

Pierwsza część notki nie powstała bez powodu, ponieważ mnie bardzo te tanie farbki z supermarketów irytowały, co spowodowało, że jeśli nie musiałam z jakiegoś powodu nimi malować to unikałam ich jak ognia. Kiedy było trzeba zrobić coś farbami, to od razu chwytałam za akryle (plakatówek też nie lubię, sama nie wiem do końca dlaczego). Wszystko zmieniło się jakiś czas temu, przez … akwarele w tubkach z Lidla. Stwierdzając, że mogą się przydać w razie czego do szkoły postanowiłam je nabyć. Potem wcisnęłam je do szafki i tak sobie troszkę poleżały. Jakiś czas temu postanowiłam jednak przełamać się i zawrzeć z nimi znajomość. I nagle okazało się, że bardzo je polubiłam. Nie są to może przypory wysokiej jakości, ale nie są też złe, więc na czas nauki „obsługi” akwareli powinne mi wystarczyć. Zaczęłam też testować pojedyncze akwarele w kostkach (nie są jednak wcale takie złe jak początkowo zrażona tymi „szkolnymi”myślałam) i inne media, które można z nimi łączyć (jak już się bardziej z nimi zapoznam, to na pewno coś napiszę).
Tak mniej więcej wyglądała moja przygoda z farbkami wodnymi „od nienawiści do miłości”. Na zakończenie wstawiam kilka moich prac. Nie są jeszcze idealne, ale jestem z nich w miarę zadowolona.




Jeśli zauważyliście coś co mogłabym poprawić, macie jakieś rady lub ciekawe doświadczenia z akwarelami, albo cokolwiek czym chcielibyście się podzielić to śmiało piszcie w komentarzach. Niedługo postaram się też napisać trochę o pędzlach, paletach i papierach do akwareli, ale sama jestem dopiero na etapie testowania, a chcę żeby to notki były przydatne.

piątek, 12 maja 2017

Kultura nie gryzie


Za stwierdzenie, że żyjemy w czasach, kiedy wszystko (no dobra, prawie wszystko) można znaleźć w internecie, nobla nie dostanę. Chciałabym móc też stwierdzić, że to jest tylko dobre i że tak właściwie to świat jest cudowny, a wszyscy ludzie inteligentni i sympatyczni. Niestety z tym jest już problem.





WSZYSTKO cyfrowe

Gdyby nie szkoła, to połowa populacji chyba papier pamiętałaby tylko z historii. Listy piszemy tylko na polskim. Wszystko mamy w telefonie (a jak go zapomnimy, to przecież umrzemy). Książki też czytamy (o ile w ogóle to robimy) na rozmaitych urządzeniach. Zamiast żyć chwilą latamy i robimy zdjęcia (przykład autentyczny, praktykowany zwłaszcza u azjatów), które oczywiście trzeba koniecznie wstawić na facebooka albo instagrama z bardziej lub mniej mądrym podpisem. Ponieważ cały świat musi wiedzieć, że właśnie zjedliśmy kanapkę z dżemem.
 
PRAWDZIWE życie

Zapominamy o tym, że telefon nie zastąpi przyjaciela. Że rozmowa na komunikatorze nie zastąpi spotkania w kawiarni. Przestajemy interesować się światem, który istnieje także poza naszym smartfonem. I ja wiem, iż zdarza się to także mnie. Ale mimo to jestem jedną z tych osób, które gdyby mogły, to wysyłałyby listy gołębiem pocztowym. Serio. 

Zapominamy o kulturze, zwłaszcza tej, przez wielkie „K”

Ostatnio  siedząc na godzinie wychowawczej, kiedy zastanawialiśmy się  nad pójściem do teatru zaczęłam zastanawiać się jak to w dzisiejszym świecie jest. I doszłam do wniosku, że w dzisiejszych czasach, kiedy w internecie jest praktycznie wszystko, ludzie zapominają o kulturze. Na historii uczymy się o starożytnych kulturach, a tym czasem nasza własna zanika. I to jest straszne. 



Książki i gazety

Wszystkie informacje dostępne są w sieci. Więc nie widzimy potrzeby, by „zaśmiecać” sobie życie kawałkami zadrukowanego papieru. A biblioteki odwiedzane są głownie przez starszych ludzi, bo kiedyś jak nie było Internetu to się w ten sposób informacji szukało. Niedawno usłyszałam, że pewna pani przyszła do antykwariatu, i poprosiła o wszystkie książki. Wywołało to zdziwienie. Okazało się, że to dla domu seniora, a ludzie, którzy tam są pochłaniają wszystkie te książki. Nawet podręczniki do fizyki. Pewnie większość z was nie widzi w tym nic niezwykłego. Ja za to widzę różnicę pokoleń i fakt, że są jeszcze ludzie, którzy w książkach widzą coś więcej.

Kino i teatr

Filmy też można obejrzeć na laptopie czy telewizorze. Jasne, że można. Ale atmosfera jest inna. Bo do kina to trzeba się jakoś ogarnąć, wyjść z domu, a tak można siedzieć w piżamie na kanapie. Mimo, iż sama często tak robię to jednak wiem, że to nie jest to samo. W małych miastach, takich jak to, w którym mieszkam repertuar nie jest, aż tak bogaty, ale mieszkańcy większych miast nie mają na co narzekać. Więc bierzcie znajomych i marsz do kina!
Teatr jest dla mnie jeszcze cudowniejszym miejscem, ponieważ tworzą go żywi ludzie. Uwielbiam zarówno oglądać spektakle jak i być z drugiej strony. A forma ta (ku mojej rozpaczy) jest jeszcze bardziej zapomniana. 
Codzienna kultura

Smutna prawda jest taka, że zaniedbujemy też przede wszystkim naszą codzienność. Zwracamy coraz mniej uwagi na ludzi którzy nas otaczają ( znam przypadek który po kilku miesiącach bycia w jednaj klasy nie pamiętał nazwisk niektórych osób). Zamiast normalnie iść do szkoły, wędrujemy z nosem w telefonie i zostajemy prawie potrąceni przez samochód. Wieczory coraz częściej spędzamy grając na komputerze, albo oglądając telewizję niż wychodząc ze znajomymi. Albo choćby czytając, rysując czy rozwijają jakąś inną pasję.



W imię czego?

W imię znania postaci z gry lepiej niż osoby z własnego otoczenia. W imię klikania non stop w ekran (w 90% bezwartościowego, bo jeśli ktoś czyta jakieś artykuły czy coś to jeszcze jakoś zaakceptuję). Jeśli tak ma wyglądać życie w XXI w. to przepraszam, ale ja wychodzę.


wtorek, 9 maja 2017

"Papierowe miasta" - recenzja

"Papierowe miasta" - recenzja
Książki Johna Greena są do siebie bardzo podobne i różne zarazem. Łączy je prosta, ale ciekawa fabuła, przemyślenia na temat ludzkiego życia, nietuzinkowi bohaterowie i swoista "inteligencja". O ile w przypadku "Szukając Alaski" trochę się zawiodłam, to "papierowe miasta" są zdecydowanie jedną z najlepszych książek jakie miała okazję przeczytać. To jedna z tego typu powieści, po przeczytaniu której upuszczam książkę i siedzę w lekki osłupieniu.





Ludzie skrywają wiele tajemnic i choć z pozoru wydają się szczęśliwi, to ostatnia struna w każdej chwili może pęknąć. Tak jak w przypadku Margo, która ucieka, wraca, ucieka, wraca, ucieka... i nie wraca. Nie jest w stanie znieść tego, co się dzieje. Zostawia jednak wskazówki, które (jeśli ktoś bardzo się postara i zastanowi) pozwalają dostać się do miejsca jej pobytu. Grupa przyjaciół ( z inicjatywy głównego bohatera) próbuje za wszelką cenę ją odnaleźć po zostawionych sladach. Ruszają minivanem w szaloną podróż, mało nie giną w zderzeniu z krową i żywią się jedynie batonami i  napojami energetycznymi.  W końcu czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?

Zakończenie książki nie jest bardzo zawiłe, ale nie jest też banalne. Niby dobre, a jednak trochę smutne. Po przeczytaniu czuje się lekkie zdziwienie, niedosyt i pytanie - co będzie dalej? Niestety (albo i stety, bo "niedokończone" historie pozwalają użyć naszej wyobraźni) nie powstała druga część tej powieści, czego trochę żałuję, bo jestem bardzo ciekawa jak dalej całość wyobraził sobie J. Green.
Na podstawie książki powstał też film, który koniecznie muszę obejrzeć i na pewno pojawi się recenzja, możliwe, że już niedługo.

"Papierowe miasta" wywierają naprawdę wielkie wrażenie. Pokazuję rzeczywistość w inny sposób. Poruszają trudne kwestie ludzkiej psychiki i wagę odchodzenia. Pokazuje też różnice między wyobrażeniem człowieka, a człowiekiem i problem w pełnym zrozumieniu drugiej osoby. Bo papierowe miasta istnieją. Wystarczy tylko uwierzyć.

piątek, 5 maja 2017

Kim byłam 5 lat temu, czyli dlaczego warto pisać pamiętnik



Na potrzeby tej notki popytałam trochę osób z mojego otoczenia o to czy piszą/pisały dziennik lub pamiętnik. Dowiedziałam się, że praktycznie każda z zapytanych osób takie zapiski prowadziła. Co więcej - większość nich nadal chciałaby to robić, ale brakuje im cierpliwości. A szkoda, bo naprawę warto.



Co daje nam pamiętnik?

1. Układanie myśli

Często mamy w głowie totalny chaos. Zapisanie tego wszystkiego często pozwala nam to jakoś ogarnąć i logicznie poukładać. Przy okazji przelewając to, co mamy w głowie na papier, w pewien sposób wyciągamy to z głowy ( działa trochę jak odsiewnia myśli w gabinecie Dumbledora, tylko mniejsze i dostępna dla mugoli).

2. Wyrażanie myśli

Ludzie często mają problem z wyrażaniem tego, co czują. Jeśli jednak nauczymy się przelewać je na papier, to z czasem, łatwiej będzie nam  przekazywać ludziom to, co chcemy.

3. Przyjaciel

Człowiek lubi się czasem wygadać i trochę nad sobą poużalać. Pamiętnikowi zawsze możemy wszystko "powiedzieć" i mamy pewność, że nikomu tego nie powtórzy. Możemy marudzić i robić tragedię z głupot, a on nigdy nie straci cierpliwości. Możemy pisać co tylko nam się podoba! A czasami, kiedy już się wyżalimy, to możemy spojrzeć na to wszytko z innej perspektywy.

4
. Nauka spostrzegawczości

Po jakimś czasie prowadzenia dziennika/pamiętnika zaczynamy dostrzegać więcej, bo wiemy, że będziemy musieli to potem zapisać. Uczymy się więc patrzeć trochę inaczej na to, co się wokół nas dzieje.

5. Widzimy zmiany

Najważniejszy dla mnie punkt zostawiłam na koniec. Gdzieś, kiedyś natknęłam się na hasło: "Pamiętnik piszę po to, aby na starość zobaczyć, jaka kiedyś byłam głupia". I w pełni się z nim zgadzam. Dzięki prowadzeniu dziennika/pamiętnika mamy obraz tego, jak bardzo się zmieniamy i rozwijamy. Widzimy jak ważne były dla nas kiedyś sytuacje, które teraz uznalibyśmy za głupoty. Widzimy to kim byliśmy kiedyś, a warto obserwować to, jak się rozwijamy. Możemy w pewien sposób cofnąć się w czasie. I to jest dla mnie najcenniejsze i najbardziej niezwykłe.



Jak to było u mnie?

Swój pierwszy pamiętnik zaczęłam pisać jak miałam jakieś 4-5 lat. Nadal go mam i składa się on głównie z rysunków, tekstów, które dyktowałam mamie, albo moich pierwszych, nieskładnych zdań. Całość pisana różową kredką (do dziś nie wiem dlaczego).

Kolejny pamiętnik wygląda już trochę lepiej. Jest znacznie mniej różowy, a zdania mają trochę większy sens. I muszę przyznać, że jak na swój wiek, pisałam wtedy całkiem regularnie.

Potem przyszedł czas na jakieś poważne zapiski z czwartej klasy podstawówki. Pisałam wtedy bardzo często i dużo, więc notatnik dość szybko się skończył i chcąc nie chcąc musiałam kupić nowy.

I tutaj znów wrócił różowy. Był to czas zafascynowania Disney'owskimi produkcjami, a tam prawie każda główna bohaterka miała swój sekretny pamiętnik, no i jakże mogło być inaczej - ja też chciałam. Dość szybko w sumie zaczęło mi się to jednak nudzić. Pisałam więc coraz rzadziej, aż doszło do tego, że na jakiś czas prawie całkiem porzuciłam pisanie pamiętnika.

Teraz postanowiłam do tego wrócić i nie żałuję, mam nadzieję, że uda mi się wytrwać dłużej niż poprzednio, a Was zachęcam do spróbowania i podzielenia się spostrzeżeniami w komentarzu.