wtorek, 31 grudnia 2019

Podsumowanie roku 2019

Rok 2019 już za nami, więc tradycyjnie zabieram się za podsumowanie dwunastu ostatnich miesięcy. Jeśli chcecie się dowiedzieć co mi się w tym roku udało, a co niekoniecznie, to zapraszam do czytania.



Książkowo

W tym roku przeczytałam niestety zdecydowanie mniej niż zamierzałam, bo dokładnie 52 książki, czyli średnio jedną książkę tygodniowo. Moim celem na ten rok było 70 książek, ale ilość nie jest najważniejsza, a mój wynik i tak uważam za przyzwoity.

Najlepsze książki:

"Małe życie"
"What if it's us"
Trylogia czasu
"Z nienawiści do kobiet"
"Zaginięcie"
"Pasażerka
"Tylko martwi nie kłamią"

Najgorsze książki:

"Dance.Sing.Love. Miłosny układ"
"Król Edyp"

Blog i instagram

Nie udało mi się osiągnąć ani 100 obserwatorów na blogu, ani 1000 na instagramie, ale wiem, że trochę jestem sama sobie winna, bo były momenty, kiedy mogłam zrobić więcej w tym kierunku, a z różnych przyczyn to zaniedbałam. Za to znacznie wzrosła liczba wyświetleń na blogu. Nie wiem z czego ten wzrost wynika, ale miło się patrzy na te cyferki. Jest też trochę osób, które bardzo regularnie komentują posty i chociaż nie zawsze na nie odpowiadam, to chcę, żebyście wiedzieli, że wszystko czytam i bardzo mnie one cieszą. Podjęłam też kolejne współprace recenzenckie, co bardzo mnie cieszy, bo jest to dla mnie znak, że to co robię w jakiś sposób się liczy.

Prywatnie

Ten rok był pełen wzlotów i upadków. Było dużo świetnych momentów, ale były też takie kiedy miałam wszystkiego dość. Początek roku był bardzo pracowity za sprawą WKP, w kwietniu były jeszcze egzaminy gimnazjalne, potem ostatnie chwile w gimnazjum, dość udane wakacje i nowa szkoła.

Dość sporo się w moim życiu zmieniło, ponieważ od września poszłam do liceum - nowe otoczenie, nowi ludzie, nowe obowiązki. Ale muszę przyznać, że trafiłam całkiem nieźle i na razie jestem w miarę zadowolona. I mam nadzieję, że tak pozostanie.

Kiedy robiłam podsumowanie roku na instagramie i przeglądałam moje instastory z tego roku, to zdałam sobie sprawę, że działo się więcej niż myślałam. Organizowałam maratony czytelnicze i różne akcje. Powstała najlepsza ekipa na całym bookstagramie, czyli #bookeaterssqad, a później udało nam się spotkać na KTK.

Czas zleciał mi bardzo szybko, czasami zastanawiam się, co ja właściwie robiłam w niektórych momentach. Mam wrażenie, że szczególnie ostatnie miesiące minęły mi zdecydowanie szybciej, niż powinny.

Postanowienia

To już ostatnia część podsumowania roku i chciałabym poświęcić ją pozostałym postanowieniom, które zrobiłam w styczniu i zobaczyć co udało mi się zrobić. No to lecimy...

1. Zrobić szpagat turecki - ten cel przepisuję już od jakiegoś czasu i cały czas nie wychodzi, może w 2020 się uda 
2. Regularnie pisać pamiętnik - raz wychodziło lepiej raz gorzej
3. Przeczytać książkę z reportażami - wykonane!
4. Przeczytać co najmniej dwie książki po angielsku i jedną po niemiecku - po angielsku przeczytałam zdecydowanie więcej niż dwie, natomiast miałam próbę czytania po niemiecku, ale jeszcze nie jestem na poziomie, który pozwalałby mi to swobodnie robić.
5. Obejrzeć 10 filmów po angielsku i 10 po niemiecku - sytuacja ma się podobnie jak z czytaniem, chociaż szczerze mówiąc nie policzyłam dokładnie ile obejrzałam
6. Przebiec ponad 100km - no i tu definitywnie porażka, bo nie zrobiłam chyba nawet połowy
7. Więcej rysować, bo w 2018 trochę to zaniedbałam - wykonane może w połowie, bo trochę rysowałam, ale nadal nie tyle ile bym chciała i prawie wyłącznie na komputerze


Podsumowując - 2019 był całkiem dobrym rokiem.Wiem, że w niektóre rzeczy mogły pójść lepiej, ale mimo to kiedy patrzę wstecz, to przypominają mi się raczej te dobre chwile. I chciałabym podziękować, że przez ten cały czas tu ze mną byliście i staliście się jego częścią.

A jak Wasz 2019? Co udało Wam się zrobić? Dajcie znać w komentarzach!

wtorek, 24 grudnia 2019

7 filmów na długie zimowe wieczory

W trakcie pisania TEGO posta odkryłam, że część filmów, które brałam za produkcje Disney'a wcale nimi nie są. Ale mają nieco podobny klimat, więc postanowiłam stworzyć kolejne zestawienie. Także bez zbędnego przedłużania, lecimy z listą 7 filmów skierowanych raczej do nastolatków, które idealnie nadadzą się do obejrzenia na nudny, zimowy wieczór.


Zakochana złośnica
Jeśli dobrze myślę, to film jest inspirowany "Poskromieniem złośnicy". Kat, czyli głowna bohaterka, to dziewczyna, przed którą drżą wszyscy faceci w szkole, natomiast  jej młodsza siostra stanowi ich główny obiekt westchnień. Bianca ku swej rozpaczy, ma zakaz umawiania się na randki do czasu, aż Kat znajdzie sobie chłopaka. Film ma już jakieś 20 lat, ale uważam, że nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak jest naprawdę świetny.

Wredne dziewczyny
Wydaje mi się, że ten tytuł jest już trochę kultowy wśród filmów tego typu. Nie wiem, czy jest tutaj ktoś, kto zupełnie by go nie kojarzył. Nie wiem jednak, czy znacie też drugą część, która moim zdaniem jest nie gorsza od pierwszej.

Tysiąc razy silniejsza
Ten film trochę się wyróżnia na tle pozostałych, ponieważ nie jest to amerykańska komedia, tylko szwedzki dramat. Ale mimo wszystko uważam, że jest warty obejrzenia, ponieważ pokazuje jak bardzo wpływa na nas swego rodzaju społeczna hierarchia i jak wiele siły trzeba, by się jej sprzeciwić. 

Dziewczyna z marzeniami
Matka Bliss wierzy, że kluczem do szczęścia jest wygrana w konkursie piękności. Tymczasem dziewczyna odkrywa nową pasję - roller derby, czyli dość brutalną modyfikację zawodów wrotkarskich. Staje przed ciężkim wyborem - spełnić ambicje rodziców, czy robić to co kocha? Ten film to kolejna historia o walce o marzenia, ale takich produkcji nigdy za wiele.

Zbuntowana księżniczka
Opowieść o przygodach Poppy, która trafia do szkoły z internatem o surowej dyscyplinie. Dziewczyna ze wszystkich sił stara się sprzeciwić panującym tam zasadom, co prowadzi do nieoczekiwanych zdarzeń. Film jest przezabawny i idealnie poprawia humor.

Stowarzyszenie wędrujących dżinsów
Oglądałam filmy z tej serii już dość dawno temu, ale nadal je pamiętam i z pewnością jeszcze do nich wrócę. Jest to świetna opowieść o przyjaźni, która przetrwa wszystkie przeciwności losu. Dla głównych bohaterem symbolem tej przyjaźni są właśnie dżinsy, które dziwnym trafem pasują na każdą z nich.

Naomi & Ely. No kissed list
Film polecony przez mojego kochanego Oscara, który podbił także moje serce. Naomi i jej najlepszy przyjaciel gej, Ely są nierozłączni od dzieciństwa. Ich więź pozostaje jednak wystawiona próbie, gdy zakochują się w tym samym chłopaku.

Dajcie znać jakie filmy Wy dodalibyście do tej listy i czy oglądaliście wymienione przeze mnie pozycje. I tak jeszcze korzystając z okazji, chciałabym Wam życzyć Bożego Narodzenia w gronie najbliższych i żeby 2020 był jeszcze lepszy od obecnego roku. Wesołych Świąt!

piątek, 20 grudnia 2019

A co jeśli "What if it's us" to jedna z najlepszych książek tego roku?

Post miał się pojawić już dobre kilka dni temu, ale miałam taką masę rzeczy do szkoły, że czasu wystarczało mi praktycznie tylko na to, żeby się uczyć i spać. Ale w końcu jestem i przychodzę do Was z recenzją "What if it's us", czyli w polskiej wersji "A jeśli to my", która ostatnio totalnie podbiła moje serce.


 Autor: Becky Albertalli, Adam Silvera
Wydawnictwo: Simon & Schuster

Dwóch chłopaków wpada na siebie zupełnie przypadkiem na nowojorskiej poczcie. Ben właśnie rozstał się ze swoim chłopakiem i chce odesłać mu jego rzeczy, a Arthur po prostu tamtędy przechodził. Po przypadkowym spotkaniu nie potrafią o sobie zapomnieć. Czy wszechświat pozwoli im ponownie siebie odnaleźć?

Jak już pewnie zauważyliście po opisie, jeśli nie lubicie wątków LGBT to to zdecydowanie nie jest książka dla Was. Chociaż wydaje mi się, że istotniejsza jest sama relacja, niż fakt czy ma ona miejsce między dwoma chłopakami, dwoma dziewczynami czy chłopakiem i dziewczyną. A całość jest absolutnie przeurocza. No powiedzcie, jak dobrze napisana nowojorska historia miłosna z nawiązaniami do brodwayowskich musicali mogłaby mnie nie oczarować?

"Ale Arthur? Ledwo go znam. Tak chyba wygląda każdy związek. Zaczyna się od niczego i może skończyć się wszystkim."

Nie wiem o co chodzi z tą historią, ale z każdą kolejną stroną chce się więcej i więcej. Zawiodłam się trochę na zakończeniu, ponieważ liczyłam na coś więcej (nie chcę mówić dokładnie o co chodzi, żeby nie spoilerować). Ale mimo wszystko czuję niedosyt i pewnie całkiem niedługo wrócę do tej historii. Bardzo żałuję, że prawdopodobieństwo powstania kolejnych tomów jest niewielkie, bo mogłabym ich przeczytać jeszcze dużo. Ale jeśli Albertalli i Silvera zdecydują się wydać kolejną wspólną książkę, to na pewno po nią sięgnę.

Podsumowując, jeśli tak jak ja jesteście romantyczką  i szukacie czegoś w czym najprawdopodobniej się zakochacie od pierwszego wejrzenia, to "What if it's us" jest dla Was pozycją obowiązkową. Mam nadzieję, że sięgniecie po nią i tak jak ja i wiele innych osób dacie się oczarować.


poniedziałek, 9 grudnia 2019

Mini poradnik prezentowy - jaka książka pod choinkę?

Święta zbliżają się wielkimi krokami, więc czas pomyśleć o prezentach. Nie muszę chyba mówić, że moim zdaniem jednymi z lepszych upominków są książki. Dlatego dzisiaj chciałabym przedstawić Wam zestawienie różnych tytułów, które moim zdaniem ucieszą książkoholików.


Całość podzieliłam na kategorie, aby ułatwić Wam znalezienie odpowiedniej pozycji. Po kliknięciu w dany tytuł przeniesie Was do tekstu, w którym o nim pisałam.

Dla romantyczki - romanse i obyczajówki

Dla detektywa - kryminały i thrillery
Wszystkie książki A. Christie (np. TU albo TU)
"Margo"
"Kasacja" (i kolejne tomu serii z mecenas Chyłką)
Dla miłośników fantastyki

Skorzystacie z którejś propozycji, a może dodacie je do listy prezentów, które sami chcielibyście dostać? Dajcie też znać co Wy planujecie dać swoim bliskim na święta.

wtorek, 3 grudnia 2019

Czy "First Last Night" jest warte nieprzespanej nocy? - recenzja

W ostatnim czasie postanowiłam nie brać na siebie zbyt dużo egzemplarzy do recenzji, ponieważ najzwyczajniej w świecie miałam mało czasu, a czeka na mnie jeszcze kilka książek, które kupiłam jakiś czas temu, a wciąż czekają na przeczytanie. Ale kiedy zobaczyłam, że wydawnictwo Jaguar (któremu dziękuję za możliwość zrecenzowania tej pozycji) wydało kolejny tom serii "First" postanowiłam zrobić wyjątek, ponieważ poprzednia część bardzo mi się podobała.


Autor: Bianca Iosivoni
Wydawnictwo: Jaguar

Akcja ma miejsce w tym samym świecie co poprzedni tom, ponieważ w dalszym ciągu są to losy tej samej grupy przyjaciół, tylko tym razem inna para jest najważniejsza, a postacie, które w poprzednim tomie były głównymi bohaterami stają się drugoplanowe. Mimo to uważam, że można spokojnie przeczytać tę pozycję nie znając poprzednich części.

Książka opowiada historię Tate - aroganckiej kujonki i Trevora, który skrywa pewną tajemnicę z przeszłości. Mimo, że nie powinni być razem, to cały czas coś ich do siebie ciągnie. Dodatkowo Tate próbuje odkryć przyczynę śmierci jej brata. Poszukiwania zaprowadzą ją do siłowni, w której odbywają się nielegalne walki...

"Łzy nic nie zmieniały. Nie poprawiały sytuacji, nie rozwiązywały problemów i z pewnością nie mogły sprowadzić nikogo z zaświatów. Po co więc marnować czas i przy okazji rozmazać makijaż?"


Powieść opiera się na bardzo podobnym schemacie jak poprzednia część, momentami miałam wrażenie, że podobieństwo jest nawet zbyt duże. Pewnie gdyby nie to, że czytałam poprzedni tom, moja ocena byłaby nieco lepsza, bo w pewnym momencie naprawdę nie mogłam przestać czytać. Losy Tate i Trevora mnie wciągnęły, ale mnie chyba nietrudno wciągnąć szczególnie w historię miłosną. W tej części było chyba więcej takiego dramatyzmu i napięcia, ale mimo wszystko wydaje mi się, że drugi tom jednak bardziej mi się spodobał. Nie powiem, że odradzam Wam tę pozycję, bo spędziłam z nią dość miło czas, ale jednak czegoś mi zabrakło.


Ma zostać wydany kolejna (chyba ostatnia) część tego cyklu i bardzo możliwe, że kiedyś po nią sięgnę, ale nie znajdzie się ona raczej na liście moich priorytetów, ponieważ na "First last night" trochę się zawiodłam. Możliwe, że kiedyś sięgnę też po pierwszy tom, choć sporo osób twierdzi, że jest słabszy niż kolejne.


niedziela, 24 listopada 2019

Wielki reread#1: Papierowe miasta, Fangirl, Promyczek

Niejednokrotnie już Wam wspominałam, że bardzo lubię wracać do książek, a ukochane pozycje przeczytałam co najmniej kilka razy. Niedawno postanowiłam zrobić taki większy reread i wrócić do wielu książek, który czytałam już dłuższy czas temu i sprawdzić, czy moje zdanie na ich temat się zmieniło, czy nie. Dlatego właśnie powstała seria "wielki reread". Nie wiem jeszcze ile części się pojawi, ale myślę, że na razie 2 lub 3,a później zobaczymy.




Jeśli jesteście ze mną dłużej, to wiecie, że ja generalnie twórczość Johna Greena bardzo, bardzo lubię. A przynajmniej tak kiedyś było. Niedawno postanowiłam sprawdzić, czy "Papierowe miasta", które długo uważałam za jedną z moich ulubionych książek nadal tak bardzo mi się podobają? Odpowiedź brzmi...tak! Mimo, że czytałam tę pozycję już chyba trzeci raz, to nadal dobrze się przy niej bawiłam i wciąż uważam ją za jedną z najlepszych młodzieżówek.




Tej książki nie byłoby w tym poście, gdyby nie KTK, ponieważ nigdy nie miałam własnego egzemplarza, chociaż czytałam tę książkę mniej więcej 2 lata temu. Ale na targach na stoisku wydawnictwa Otwartego można było kupić świąteczne wydanie za 5zł, więc nie mogłam się oprzeć pokusie. I nie żałuję tego zakupu. Chociaż w recenzji sprzed jakiś dwóch lat napisałam, że raczej już do tej książki nie wrócę. I faktycznie zgadzam się z tym, co wtedy pisałam, że książka nie zawiera raczej głębszego przekazu ani żadnego większego "wow". Jest dość mocno słodka, ale chyba co jakiś czas potrzebuję po prostu czegoś takiego.


Po spotkaniu z Kim Holden jakoś wzięło mnie na powrót do tej historii. Mimo tego, że wiedziałam jak się skończy i że to zakończenie złamie mi serce, to chyba spodobała mi się nawet bardziej niż za pierwszym razem, gdy ją czytałam. Porusza bardzo wiele trudnych tematów, takich jak choroba, alkoholizm czy nawet aborcja. Ale przede wszystkim uczy korzystania z życia, bo nie wiemy ile jeszcze nam go pozostało. Nie jest to powieść bez wad, ale na pewno warto po nią sięgnąć.

Dajcie znać w komentarzach, do jakich książek chętnie wracacie i czy podoba Wam się taki pomysł na serię. Napiszcie też czy czytaliście którąś z opisanych dzisiaj przeze mnie pozycji.

wtorek, 19 listopada 2019

5 komedii na poprawę humoru

Mamy jesień, na zewnątrz coraz zimniej i ciemniej. Często wiąże się to też z coraz gorszym humorem, dlatego dzisiaj przygotowałam dla Was listę 5 komedii, które na pewno Wam go poprawią.



Mamma mia

Jeden z moich ulubionych filmów. Oglądałam go tyle razy, że jestem w stanie praktycznie cytować niektóre dialogi. No i w dodatku to jest musical i to ułożony do piosenek zespołu ABBA, który dzięki niemu pokochałam. I do tego jeszcze Meryl Streep, która mogłaby zagrać drzewo, a i tak byłaby to rola warta Oscara. Niedawno, bo bodajże rok temu wyszła druga część, ale ja zdecydowanie wolę pierwszą (jeśli chcecie wiedzieć dlaczego, to wpadajcie TU)

Jestem taka piękna

Oglądałam tę produkcję w oryginale, ale jestem praktycznie pewna, że polska wersja jest równie świetna. Amy Schumer jest po prostu zabójcza. Nie dość, że film jest naprawdę zabawny, to jeszcze niesie piękne przesłanie dotyczące akceptacji siebie. Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej, to stworzyłam o nim osobny wpis, wystarczy, że klikniecie TUTAJ.

Legalna blondynka

Wydaje mi się, że to jest swego rodzaju klasyka. Oglądałam ją chyba z milion razy. Kiedyś nawet śmiałam się, że jeśli Legalna blondynka i czekolada nie są w stanie poprawić mi humoru, to chyba nic nie jest w stanie tego zrobić. Czy jest tu ktoś kto jeszcze nie zna losów Elle?

Jak romantycznie!

Nie wpadłabym na to, że można zrobić komedię romantyczną o komedii romantycznej, ale ten film udowadnia, że można i w dodatku można zrobić to dobrze. Świetny pomysł, niezła realizacja i jedyna w swoim rodzaju Rebel Wilson w roli głównej. Czego chcieć więcej?

27 sukienek

Długo zastanawiałam się jaki film dodać do tej listy, bo pierwsze trzy były bardzo oczywistym wyborem, natomiast później zaczął się problem, ponieważ obejrzałam w swoim życiu masę komedii. Ostatecznie wybrałam 27 sukienek, bo w końcu kto nie lubi ślubów i wiecznej druhny? A tak poważnie to po prostu nie można się nie uśmiechnąć oglądając ten film, a o to w końcu chodzi w komediach.

Dajcie znać w komentarzach jakie są Wasze ulubione komedie, to może uda mi się znaleźć jakąś nową perełkę?

środa, 13 listopada 2019

Niezwykły film o niezwykłych kobietach - "Ukryte działania"

Od jakiegoś czasu bardzo chętnie poznaję historie niezwykłych kobiet, szczególnie tych ze świata nauki. Dlatego kiedy dzięki Instagramowi dowiedziałam się o "Ukrytych działaniach", wiedziałam, że muszę ten film zobaczyć.


Reżyseria: Theodore Melfi
Rok produkcji: 2016


Film opowiada o trzech afroamerykankach, które pracują w NASA przy wysyłaniu przez USA pierwszej załogowej misji na orbitę Ziemi. Całość rozgrywa się mniej więcej na początku drugiej połowy XX wieku. Historia jest oparta na faktach, chociaż z tego co wiem, to wiele z nich zostało trochę zmienionych.

Poruszona jest także kwestia rasizmu, ponieważ główne bohaterki nie dość, że są kobietami, co w tamtym czasie już było utrudnieniem, to jeszcze mają inny kolor skóry. W tamtych czasach wiązało się to z oddzielnymi toaletami, miejscami w komunikacji miejskiej i brakiem możliwości korzystania z wielu rzeczy. Ale Katherine, Mary i Dorothy udowadniają, że płeć i kolor skóry nie mają żadnego znaczenia.

Geniusz nie zna rasy. Siła nie zna płci. Odwaga nie zna granic.

Nie brakuje również humorystycznego aspektu, który nadaje całej historii lekkości. Trójki głównych postaci też nie sposób nie polubić. Już pierwsza scena sprawia, że widz nie może się nie uśmiechnąć.

"Ukryte działania" dostały nawet nominacje do Oscara w trzech kategoriach, ale niestety nie otrzymało żadnej statuetki. Ale jeśli chodzi o mnie, to mogę go z całego serca polecić jeśli macie wolne dwie godziny i nie wiecie co z nimi zrobić. Ja pewni jeszcze kiedyś wrócę do tego filmu, bo zarówno scenariusz jak i realizacja są na naprawdę wysokim poziomie.

czwartek, 7 listopada 2019

Każdy sezon jest dobry na "Martwy sezon" - recenzja

Nie wiem, czy ktoś z Was pamięta moją recenzję książki "Trup na plaży i inne sekrety rodzinne", ale była ona bardzo pozytywna i gdy tylko usłyszałam, że będzie kolejna część, to wiedziałam, że musi wpaść w moje ręce. No i dzięki współpracy z wydawnictwem SQN do mnie wpadła i to razem z krówkami.


 Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo : SQN

Akcja rozgrywa się dosłownie kilka miesięcy po zakończeniu wydarzeń z pierwszego tomu. W Wielkiej Niedźwiedzicy zaczynają się kłopoty finansowe, ciocia Tamara ma wypadek i problemy sercowe, a rola Magdy jako znajdowaczki trupów chyba jeszcze się nie skończyła. A, zapomniałabym o Łowcach Duchów. Ale nie ma czegoś, z czym rodzina Garstków z Ustki by sobie nie poradziła...jednak czy na pewno?

Kocham tę serię w szczególności za dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest poczucie humoru. Nie raz i nie dwa parsknęłam śmiechem podczas czytania. Autorka co chwilę wtrąca jakiś zabawny dialog czy komentarz narratora. Mimo tego, że powieść porusza także poważniejsze tematy to i tak czytelnik co chwila się uśmiecha.

"- Nie powinno nas niepokoić, że zgłodniała w tej sytuacji?

- To chyba rodzinne, bo mnie też ssie - odszepnęła.
Czarek tylko się uśmiechnął. Dawno temu sądził, że stabilizacja będzie nudna. Ale odkrył, że wszystko zależy od tego, z kim miałby się ustabilizować"

Drugą z tych rzeczy jest natomiast piękny obraz rodziny. Rodziny, która się wspiera niezależnie od sytuacji i zawsze może na siebie liczyć. Piękno tej relacji jeszcze bardziej potęguje zestawienie z dość trudnym tematem, jakim jest przemoc w rodzinie. Oba wątki występowały już w pierwszej części, ale tutaj są chyba jeszcze wyraźniejsze.

Kolejną zaletą są świetnie wykreowane postacie. Każda z nich jest inna i na swój sposób oryginalna. Dzięki temu nie sposób się nudzić.

"-Masz taką minę, jakbyś zastanawiała się, kogo wepchnąć w tę zakrwawioną dziurę 

- Kazik zostawił po sobie sporo miejsca, nawet pan by się zmieścił"

Już dawno tak szybko nie przeczytałam żadnej książki. Chociaż wydaje mi się, że pierwszy tom był odrobinę lepszy. I mam nadzieję, że autorka stworzy kolejne tomy, bo wciąż niektóre wątki nie zostały w 100% rozwinięte. Jeśli tak się stanie, to bardzo chętnie je przeczytam. Mogę polecić Garstkę z Ustki w zasadzie każdemu, niezależnie od płci i wieku.


czwartek, 31 października 2019

Cel: KTK 2019, czyli relacja z targów

Odkąd dołączyłam do społeczności, którą jest bookstagram co roku oglądałam relacje różnych osób z wyjazdów na KTK i WTK. Zawsze troszkę im zazdrościłam i chciałam także wziąć w czymś takim udział. I w tym roku w końcu mi się to udało, więc jeśli zastanawiacie się czy warto wybrać się na targi, albo po prostu chcecie zobaczyć moją relację, to dobrze trafiliście.


Zdjęcie z #bookeaterssquad, czyli moją bookstagramową ekipą <3 (Hania, Aga i Oscar)


Spotkania autorskie

Zaraz po dotarciu na targi poleciałam na stoisko wydawnictwa Filia na spotkanie z Kim Holden. Czytałam tylko "Promyczka" jej autorstwa i nie jest to moja ulubiona książka, ale na tyle mi się spodobała, że postanowiłam skorzystać z okazji zobaczenia autorki. Okazała się ona naprawdę sympatyczną osobą i chociaż nie było raczej czasu na dłuższe rozmowy, to i tak będę to miło wspominać, a dedykacja od niej jest po prostu przeurocza.

 Skoro zaczęłam KTK od spotkania autorskiego, to spotkaniem także je zakończyłam, tym razem z Remigiuszem Mrozem, czyli jednym z moich ulubionych polskich autorów. Na żywo szczerze mówiąc nie zrobił na mnie jakiegoś powalającego wrażenia, wydał się zdecydowanie mniej sympatyczny niż Kim Holden. Może było to spowodowane ogromną ilością osób, które do niego przyszły, ale mimo wszystko mógł moim zdaniem trochę lepiej do tego podejść.

Organizacja

To jest coś, na czym zdecydowanie się zawiodłam. Szczególnie w przypadku spotkania z Mrozem. To, co tam się działo, to był chyba jakiś żart. Spotkanie odbywało się w dość małej sali, do której większość oczekujących nawet nie weszła. Stałam w kolejce prawie 3 godziny, a to nawet nie była jakaś kolejka, tylko nieogarnięty tłum. Do tego osoby z ochrony w ogóle nie potrafiły tego zorganizować i tylko obwiniały osoby stojące tam o ten bałagan.

Ludzie 

Ten punkt pojawia się dopiero teraz, choć tak naprawdę jest jednym z najważniejszych, bo to był jeden z głównych powodów, dla których zależało mi, aby pojechać. Dzięki bookstagramowi poznałam sporo naprawdę świetnych osób i naprawdę super było w końcu zobaczyć ich na żywo. Udało nam się spotkać całą ekipą #bookeaterssqad , która jakiś czas temu nam się stworzyła i trochę postaliśmy sobie razem w kolejkach i pochodziliśmy po halach. Dodatkowo poznałam kilka nowych osób. Mam nadzieję, że to nasze nieostatnie spotkanie.

Co kupiłam?

Nie planowałam robić jakiś wielkich zakupów i tak jak część osób wracać z 10 książkami, ale liczyłam na to, że uda mi się kupić kilka pozycji po angielsku, które chcę przeczytać, ale niestety te stoiska były tak małe, że prawie nic tam nie było. I wiem, że mogę zamówić je sobie przez internet, ale po pierwsze to nie to samo, a po drugie chciałam to załatwić przy okazji wizyty na targach i nie musieć się już tym dodatkowo zajmować.

Kupiłam w sumie tylko dwie książki, "Fangirl" w tym ślicznym, świątecznym wydaniu (kosztowała całe 5zł, grzechem było nie kupić) oraz "The guernsey literary and potato peel pie society", którą kiedyś chciałam przeczytać po polsku (kolejny okazyjny zakup, bo dałam za nią 10zł). Jeśli chodzi o gadżety, to mam zakładkę ze spotkania z Kim Holden i przypinkę ze spotkania z Mrozem, nic dodatkowego nie kupowałam.

Podsumowanie

Wydaje mi się, że targi nie były tak fajne jak się spodziewałam, miałam chyba zbyt duże oczekiwania. Mimo wszystko cieszę się, że pojechałam  i zobaczyłam jak to wygląda. I mogłam spędzić trochę czasu z ludźmi, z którymi na co dzień nie mam możliwości przebywać. Czy wybiorę się na kolejne targi? Jeszcze nie wiem, nie wykluczam tego, ale też nie jest to jakiś mój priorytet.

czwartek, 24 października 2019

15 filmów Disney'a, które chyba nigdy mi się nie znudzą

Ostatnio jestem na etapie ponownego oglądania filmów Disney'a, które absolutnie uwielbiam i zawsze poprawiają mi humor. Jestem pewna, że wielu z Was też tak robi. Dlatego pomyślałam sobie, że zrobię listę moich ukochanych, dzięki temu jeśli znów najdzie mnie ochota na seans to nie będę musiała sobie przypominać tytułów, a przy okazji może znajdziecie na też coś, czego jeszcze nie oglądaliście.


High school musical 

Na początek jeden z moich najukochańszych filmów z czasów początków podstawówki. Miałam nawet ręcznik z podobizną bohaterów. I byłam na przedstawieniu teatralnym na jego podstawie. To chyba mówi samo za siebie.

Boska przygoda Sharpay

Przy mojej miłości do High school musical chyba nie mogłam nie wspomnieć o filmie, który poświęcony jest jednej z drugoplanowych postaci, czyli Sharpay Evans, która jest taką trochę disneyowską legalną blondynką.

Camp rock

Kolejny klasyk, który stanowił podstawę dla 10-letniej mnie. Nie umiem wybrać, która część jest lepsza, bo obie bardzo lubię i mam do nich ogromny sentyment. Nie wierzę, że już tyle czasu minęło od kiedy pierwszy raz oglądałam ten film.

Zaczarowana

Chyba jedyna typowo "księżniczkowa" historia w tym zestawieniu, bo o klasycznych księżniczkach z animowanych filmów pisałam już w innym poście, który możecie przeczytać TUTAJ. Postanowiłam jednak o nim wspomnieć, bo bardzo lubię tę produkcję.

Nie wierzcie bliźniaczkom

Po obejrzeniu tego filmu za każdym razem żałuję, że nie mam siostry bliźniaczki, bo to co robią główne bohaterki jest naprawdę świetne. Jest to moim zdaniem bardzo fajna komedia do obejrzenia wspólnie z rodziną.

Program ochrony księżniczek

Czy ktoś nie zna tego filmu? Ja oglądałam go już co najmniej kilka razy i na pewno niedługo zrobię to po raz kolejny. Piękna historia o przyjaźni i nieco innej stronie bycia księżniczką.

I bądź tu  mądra

Film o łyżwiarce figurowej (czy jest tu jeszcze ktoś, kto uwielbia je oglądać?) pokazujący potęgę przyjaźni. Główna bohaterka jest także dobrym przykładem na to, że sukces wymaga poświęceń, ale warto walczyć o marzenia.

Księżniczka na lodzie

Kolejny film o łyżwiarstwie, nieco jednak inny. Ale podobnie jak poprzedni pokazuje, że warto robić w życiu to, co kochamy i słuchać serca, a nie innych ludzi. I zawsze motywuje mnie do działania.

Zakręcony piątek

Mało brakowało a zapomniałabym o tym filmie, bo w sumie dawno go nie oglądałam (choć niedługo pewnie to zrobię). Klasyczna historia o zamianie ciałami. Przezabawna i pokazująca wagę relacji w rodzinie.

Teen Beach Movie

Czy muszę komuś przedstawiać ten film? Bo to kolejna totalna klasyka jeśli chodzi o Disney'a. Swego czasu miałam ściągniętych sporo piosenek z tego filmu na telefon (i chyba jakieś się jeszcze na nim ostały). Po za tym absolutnie kocham ich stroje w stylu lat 50.

Miasteczko Haloween

Absolutnie kocham Haloween i całą tą otoczkę, mimo że nie obchodzę tego święta jakoś szczególnie. Pierwszą część tej serii oglądałam już kilka razy, a niedawno odkryłam (sama nie wiem, dlaczego dopiero teraz), że są też kolejne.

Randka z gwiazdą 

O tym filmie przypomniałam sobie w zasadzie w ostatniej chwili, gdy tworzyłam tę listę, ale oglądałam go co najmniej kilka razy i jeśli dobrze pamiętam (chociaż wcale nie jestem tego taka bardzo pewna), to kiedyś tańczyłam do piosenki z tego filmu na warsztatach...bardzo dawno temu.

Kadet Kelly

Nie wiem co w zasadzie powinnam napisać o tym filmie, ale jest to świetna historia o przyjaźni i rodzinie z wojskowym akcentem, który dodaje oryginalności.

Wymarzony luzer

Na koniec moje dość nowe odkrycie, bo chyba jedyny film na tej liście, który oglądałam jedynie raz. Ale jest absolutnie przeuroczy i bardzo mi się spodobał.

Dajcie mi znać czy znacie te filmy i które z nich są Waszymi ulubionymi. A może Wasz ulubiony film nie pojawił się na liście? Napiszcie koniecznie w komentarzu!

czwartek, 17 października 2019

Masa zachwytów nad Chyłką, czyli recenzja "Zaginięcia"

Ponad rok temu na blogu pojawiła się recenzja pierwszego tomu o mecenas Joannie Chyłce i od tamtego czasu przeczytałam ją jeszcze raz i w końcu kupiłam sobie kolejny tom, czyli "Zaginięcie". Więc jeśli macie ochotę poczytać trochę zachwytów nad tą serią i dowiedzieć się, dlaczego powinniście ją przeczytać, to ten wpis jest idealny dla Was.


Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta strona

Akcja zaczyna się mniej więcej rok po zakończeniu wydarzeń z pierwszego tomu. Do Chyłki z prośbą o pomoc dzwoni stara znajoma ze szkolnych czasów, której córka zaginęła bez śladu. Mecenas decyduje się przyjąć sprawę, a do pomocy bierze swojego aplikanta. Podejmują się obrony małżeństwa, któremu postawiono zarzut zabójstwa.

Sama sprawa, chociaż dość zagadkowa nie porwała mnie aż tak jak w "Kasacji". Trzeba  jednak przyznać, że co chwila pojawiały się nowe fakty, które "napędzały" historię i nie pozwalały czytelnikowi się nudzić. Ciekawie też patrzy się na sprawy z prawniczego punktu widzenia, ponieważ w większości kryminałów mamy do czynienia z detektywem, ewentualnie policjantem.

"-On coś ma - dodał Kordian.
- Owszem, ma. Przejebane"
(wybaczcie niecenzuralność cytatu, ale po prostu go uwielbiam i musiałam go dodać, a po za tym nie oszukujmy się, Chyłka nie jest najbardziej delikatną w słowach postacią...) 

Chyłka jest postacią ogromnie nietuzinkową i świetnie było powrócić do niej i jej ciętych ripost. Jej wypowiedzi i dialogi, które prowadzi w szczególności z Kordianem aka Zordonem to chyba jedna z największych zalet tej serii. Nie zliczę ile razy parsknęłam śmiechem. Dodatkowo ich relacja też trochę się rozkręca...

Zastanawiałam się nad obejrzeniem serialu, chociaż trochę boję się, że zepsuje mi to moje wyobrażenia o postaciach, które mam w głowie, więc jeszcze zobaczymy jak to będzie. Bo trochę kusi mnie, żeby porównać go sobie z książką.

Na pewno jednak sięgnę po kolejne tomy, już planuję zamawianie trzeciego, a może od razu kupię też i czwarty, bo jestem w tej serii absolutnie zakochana.A zakończenie sprawiło, że ja wprost muszę się dowiedzieć co będzie dalej, chociaż trochę się boję, że sprawy potoczą się zupełnie nie po mojej myśli...W każdym razie jeśli lubicie kryminały i powieści sensacyjne to z całego serca zachęcam Was do sięgnięcia po tą serię, a z pewnością będziecie się dobrze bawić.

niedziela, 6 października 2019

Czy jestem snobem? - Snobistyczny Book TAG

Ostatnio ze względu na szkołę i różne rzeczy trochę mniej czytam i mam jakieś takie nieogarnięcie, jeśli chodzi o wszystko związane z blogiem i instagramem. Dlatego nie mając pomysłu na post postanowiłam trochę pójść na łatwiznę i zrobić jakiś mały TAG, bo wiem, że bardzo je lubicie. Wpadł mi w oko popularny ostatnio na booktube'ie Snobistyczny Book TAG, więc bez zbędnego przedłużania, zaczynajmy...




1. Snob adaptacyjny: czy zawsze czytasz książkę zanim obejrzysz film?

Nie jestem pewna czy tak zawsze zawsze, zdarzają się jakieś wyjątki, ale generalnie zazwyczaj najpierw czytam. W sumie nie wiem dlaczego. Chyba chcę sobie wyrobić własne wyobrażenia bohaterów itd. i potem dopiero porównać je z adaptacją. 2. Snobistyczna forma: musisz wybrać tylko jedną formę książki, którą czytasz do końca życia. Którą wybierasz - papierową, elektroniczną czy audio?

Zdecydowanie papierową! Nie mam czytnika i jakoś średnio lubię czytać np. na telefonie. Wolę taszczyć ze sobą normalną książkę. Audiobooków słucham nawet całkiem sporo, ale jestem w stanie się bez nich obyć. 3. Snobistyczna para: czy osoba nie czytająca ma u ciebie szansę na randkę, związek, małżeństwo?
Oczywiście, że nie! Przecież pierwsze co robię jak poznaję nową osobę, to pytam czy czyta, bo jak nie to się do niej nie odzywam.

A tak poważnie to o ile ktoś szanuje moją miłość do książek, to nie mam problemu z tym, że nie czyta. Mam bardzo dużo znajomych, którzy nie czytają, ale to nie znaczy, że są gorsi. Chociaż jak mam możliwość to oczywiście zachęcam do sięgnięcia po książkę.
4. Snob gatunkowy: musisz na zawsze wyrzucić jeden gatunek książek ze swojego czytelniczego życia. Z Którego rezygnujesz?

Jest sporo gatunków, których praktycznie nie czytam, ale jeśli miałabym wybrać jeden, po który nie mam w planach w ogóle sięgnąć, to z pewnością będzie to erotyk. Jakby nie krytykuję ludzi, którzy je czytają, ale definitywnie nie mam planów, by to robić.
5. Jeszcze większy gatunkowy snob: czytasz tylko jeden gatunek do końca życia, który?

O matko, strasznie trudny wybór, tym bardziej, że często jakaś książka pasuje do wielu gatunków. Ale chyba wybrałabym kryminał. Zastanawiałam się przez chwilę, nad YA/NA ale z tych gatunków pewnie kiedyś na swój sposób wyrosnę, a z kryminałów chyba nigdy. 6. Czytający snob: który gatunek, wg ciebie, jest najbardziej krytykowany przez książkową społeczność?

Chyba wspomniane już przeze mnie erotyki, ale też sporo osób krytykuje młodzieżówki, jako literaturę mało ambitną. Moim zdaniem jest to dość krzywdzące, ale o "ambitnych książkach" pisałam więcej w TYM poście. 7. Atak snobów: czy kiedykolwiek ktoś potraktował cię lekceważąco z powodu tego, co czytasz lub, że w ogóle czytasz?

Chyba nie, a przynajmniej nie przypominam sobie takiej sytuacji. Jestem praktycznie pewna, że nikt nie czepiał się tego, co czytam. Jeśli chodzi ogólnie o to, że czytam to ludzie czasami są zdziwieni, ale raczej nikt tego jakoś nie wyśmiewa. To samo jeśli chodzi o moją działalność książkową w internecie, bo dostałam już kilka wiadomości, że ktoś z Was chciałby np. założyć własny bookstagram, ale się boi. W moim przypadku większości osób jest to po prostu zupełnie obojętne, a jeśli już ktoś coś mówi to raczej są to pozytywne rzeczy.

I to by było na tyle, nikogo konkretnego nie nominuję, ale jeśli chcecie zrobić ten TAG, to śmiało możecie czuć się przeze mnie nominowani. I dajcie znać w komentarzach, jakie są Wasze odpowiedzi na te pytania!

piątek, 27 września 2019

Nie wiem, co to miało być - recenzja "Ktoś mnie obserwuje" i "Ktoś mnie okłamuje"

Jeśli uważnie śledzicie mojego bloga, to wiecie, że jakiś rok temu przekonałam się do czytania thrillerów. Dlatego uznałam, że seria "Ktoś mnie..." to będzie coś dla mnie. Napisałam więc do wydawnictwa Jaguar, z którym od jakiegoś czasu współpracuję (i któremu bardzo dziękuję za możliwość otrzymania tych książek) i jakiś tydzień później miałam już oba tomy w swoich rękach.


 Autor: A.V. Geiger
Wydawnictwo: Jaguar

Główną bohaterką książki jest Tessa. Dziewczyna cierpi na agorafobię.  Po traumie, którą przeżyła panicznie boi się opuścić własny pokój. Jej jedyną formą kontaktu ze światem jest internet. Pisze opowiadanie, fanfiction o swoim ukochanym piosenkarzu Ericu Thornie. Wbrew temu, co myśli większość jego fanek, muzyk nie ma łatwego życia. Ograniczony kontraktem czuje się jak w więzieniu...Co się stanie, gdy drogi tych dwojga się skrzyżują?

Sięgając po te książki spodziewałam się (zgodnie z opisem) thillera. Jednak to, czym jest ta książka to bardziej młodzieżówka z jego elementami. Ciągle oczekiwałam, że wydarzy się coś, co mnie zaskoczy. I faktycznie pod koniec obu tomów one następowały, ale jedno większe zaskoczenie na książkę to trochę mało.

Na początku nie bardzo mogłam się wkręcić w tą historię, ale po jakimś czasie fabuła faktycznie wciągnęła mnie na tyle, bym chciała wiedzieć, jak to się skończy. Ale mimo tego, że troch się wciągnęłam, to nie powiem, żeby ta powieść jakoś bardzo mi się spodobała. Byłabym w stanie wybaczyć jej, że nie jest thrillerem, jeśli byłaby przynajmniej dobra, ale cóż...nie była.

Zdecydowanie się na tej pozycji zawiodłam, bo prawdę mówiąc przez większość czasu była najzwyczajniej w świecie dość nijaka. Dlatego nie polecam i uważam, że jest masa znacznie lepszych pozycji, które zasługują na przeczytanie.

niedziela, 22 września 2019

Jak polubić jesień? - 5 rzeczy, które w niej uwielbiam

Dużo osób nie lubi jesieni. Kojarzy im się głównie z zimnem, deszczem i szybkim zachodem słońca. Ale jeśli chodzi o mnie, to jesień, szczególnie ta wczesna jest jednym z moich ukochanych okresów w całym roku. Także jeśli jesteście tym typem ludzi, którzy jesieni nie lubią, to może moja lista pomoże Wam dostrzec w niej pozytywne aspekty.


Kolory

Kiedy przychodzi jesień mój mózg automatycznie się przeprogramowuje i brązowy, bordowy czy musztardowy automatycznie stają się najpiękniejszymi kolorami na świecie. Uwielbiam to, jak drzewa mienią się wszystkimi odcieniami żółtego, czerwonego czy brązowego. No i te wszechobecny pomarańcz dyń! Mogłabym godzinami przeglądać ich zdjęcia na instagramie...

Swetry, szale i ciepłe buty

Moim zdaniem jesienią temperatura jest praktycznie idealna. Nie ma jeszcze mrozu, ale też nie umieram z gorąca mimo wentylatora. I mogę ubierać swoje ukochane ciepłe swetry, albo owinąć się kolorowym szalem. Z drugiej strony nie jest jeszcze na tyle zimno, by musieć chodzić w puchowych kurtkach, których definitywnie nie lubię.


Haloween

Ja wiem, że jest trochę osób, które nie lubią tego święta i uznają je za jakieś złowrogie obrzędy, ale ja mimo tego, że jakoś specjalnie go nie świętuję to jednak podoba mi się cała ta otoczka. Może w poprzednim wcieleniu byłam czarownicą, bo te wszystkie dynie, kościotrupy i duchy, mimo że często trochę kiczowate, ale mają dla mnie swój urok. I uwielbiam oglądać też filmy typu "Miasteczko haloween" i pewnie niedługo to właśnie będzie moje zajęcie na wolne wieczory. 

Za liście szeleszczące pod nogami

 Totalnie banalna rzecz, ale moim zdaniem liście wydające ten swój charakterystyczny odgłos, kiedy się na nie nadepnie są jedną z fajniejszych rzeczy w okresie jesieni. W sumie nie mam pojęcia, co więcej mogłabym w tym punkcie napisać - po prostu to lubię.


Wieczory z kocem, książką i herbatą

Uwielbiam czytać o każdej porze roku, ale jesienne wieczory mają jednak niepowtarzalny klimat. Kiedy za oknem jest już ciemno, albo pada deszcz, a ja mam możliwość siedzieć w swoim pokoju pod kocem z wielkim kubkiem herbaty i książką, to nic więcej mi do szczęścia nie potrzebuję.

Dajcie koniecznie znać co lubicie,a czego nie lubicie w jesieni. Możecie mi też napisać jaka jest Wasza ulubiona pora roku, bo jeśli chodzi o mnie to jest to zdecydowanie wiosna i jesień.
Wieczory z kocem, książką i herbatą

poniedziałek, 16 września 2019

Czy pokochałam "To all the boys I've loved before"? - książka vs film

W zeszłym roku po premierze filmu na Netflixie rozpoczęła się fala zachwytów zarówno nad książką "Do wszystkich chłopców, których kochałam" jak i nad ekranizacją. Pod wpływem pozytywnych opinii wielu dziewczyn, których gustowi czytelniczemu ufam dopisałam tę pozycję do swojej listy "do przeczytania" i w końcu, po roku czasu udało mi się za nią zabrać.



Książka 

Swoją przygodę z tą historią zaczęłam od przeczytania książki. Jak zapewne zauważyliście, w tytule wpisu znajduje się anglojęzyczna wersja, a to dlatego, że czytałam tę pozycję po angielsku. Dlatego chciałabym zaznaczyć, że mój odbiór może być odrobinę inny niż w przypadku polskiego tłumaczenia. 

Jeśli jeszcze nie wiecie o co chodzi w tej historii, to pozwólcie, że Wam to w wielkim skrócie przedstawię. Główna bohaterka, czyli Lara Jean napisała w swoim życiu pięć listów miłosnych. Żadnego z nich jednak nie miała w planach wysłać. Wszystkie leżą spokojnie w pudełku...a właściwie leżały. Wszyscy chłopcy otrzymują listy. Jakby tego było mało, jednym z nich jest były chłopak starszej siostry Lary Jean...

"Może właśnie dlatego mnie pocałowałeś - żeby zdobyć nade mną władzę. Żeby zmusić mnie to zainteresowania się Tobą. Podziałało."

Pomysł na historię jest prosty, ale dość oryginalny i moim zdaniem udany. Wykonanie też jest naprawdę bardzo dobre. Nie brakuje zwrotów akcji, więc czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi
Podoba mi się także sam sposób napisania książki. Nie wiem dokładnie jak to jest w polskiej wersji, ale bardzo spodobał mi się sposób sposób napisania i język jakim posługuje się Jenny Han. 

Jeśli chodzi o słownictwo to nie jest ono bardzo skomplikowane. Jest to chyba pierwsza książka, którą przeczytałam w całości po angielsku i jeśli Wy również chcecie zacząć swoją przygodę z czytaniem w tym języku to wydaje mi się, że jest to dość dobry wybór. Mój język jest mniej więcej na poziomie B1/B2 i sprawdzałam dość pojedyncze słowa, większości rozumiałam lub byłam się w stanie domyślić. Prawda jest też taka, że nie trzeba rozumieć dosłownie każdy wyraz, aby wiedzieć o co chodzi. 

Film

Kilka dni po lekturze książki postanowiłam zobaczyć także ekranizację. Byłam ciekawa, czy spodoba mi się równie bardzo jak powieść. 

Na pewno jest dużo różnic jeśli chodzi o fabułę, szczególnie w drugiej połowie. Film jest trochę połączeniem pierwszej i początku drugiej książki (aktualnie jestem w trakcie czytania "P.S. I still love you").  Nie mogę jednak jednoznacznie stwierdzić, czy te zmiany są na lepsze czy na gorsze, wydaje mi się, że obie wersje są naprawdę dobre. 

Wydaje mi się, że ekranizacja ma bardziej "zamknięte" zakończenie i w zasadzie na nim całość mogłaby się skończyć. O dziwo jednak pojawiły się informacje, że na Netflixie ma się pojawić kontynuacja. 

Jeśli chodzi o wykonanie, to nie ma w tym filmie nic nadzwyczajnego. Ani gra aktorska, ani ujęcia w żaden sposób nie powalają. Jednak ni można chyba oczekiwać zbyt wiele po tego typu produkcji. Tym bardziej, że mimo wszystko ogląda się to przyjemnie. 

Podsumowując - zarówno książkę jak i film mogę Wam serdecznie polecić, jeśli szukacie czegoś lekkiego i uroczego. Na pewno będę czytała pozostałe tomy(tak jak wspominałam, jestem gdzieś w połowie drugiej części) i jeśli pojawi się  kolejna część ekranizacji to też z pewnością ją obejrzę i dam Wam znać czy mi się podobała. 

wtorek, 10 września 2019

Pierwsza książka w tym roku, która wzruszyła mnie do łez, czyli recenzja "Małego życia"

Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to pewnie widzieliście, jak jakiś czas temu siedziałam ze łzami w oczach, po skończeniu "Małego życia". I wiecie już, że uważam tę historię za absolutnie wyjątkową. To teraz chyba czas wytłumaczyć, dlaczego.


Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 811

Na początku chciałabym zaznaczyć jedno - opis, jaki znajdziemy z tyłu książki nijak ma się do tego, jaka ta książka naprawdę jest. No dobra, może trochę przesadziłam, ale po prostu czytając to, co jest tam napisane człowiek zupełnie nie spodziewa się tego, jaka ta historia naprawdę jest.

Na ponad 800 stronach (ta książka naprawdę jest niezłą cegłą) przedstawione jest życie czwórki przyjaciół - Juda, Willema, Malcolma i JB. Każdy z nich jest tak właściwie zupełnie inny. Znajdziemy wśród nich pełnego temperamentu malarza, nieśmiałego prawnika,którego przeszłość kryje wiele tajemnic, świetnego architekta i wytrwałego aktora. Poznajemy ich zaraz po ukończeniu studiów i towarzyszymy im przez kolejne mniej więcej 40 lat. Fabułą jest po prostu ich codzienne życie i trudności, które się w nim pojawiają.

Z czasem książka zaczyna skupiać się trochę bardziej na samym Judzie, ale wszystkie postacie są bardzo szczegółowo wykreowane. I to właśnie chyba przez to ta książka jest tak wyjątkowa, bo dzięki temu stają się dla nas bardziej realni i mocniej przeżywamy to, co się z nimi dzieje.

W przepiękny sposób powieść ta pokazuje miłość. Nie jako ciągłe motylki w brzuchu i trzymanie się za ręce. Ale jako chęć zrozumienia drugiej osoby, akceptowanie jej i bezwarunkowe wsparcie.

"A poza tym czy przyjaźń to większe uzależnienie niż związek z kobietą? Dlaczego wydaje się godna podziwu, kiedy ma się dwadzieścia siedem lat, a budzi zgorszenie u trzydziestosiedmiolatka? Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? A może jest lepsza? Dwoje ludzi pozostaje razem przez lata, a wiążą ich nie seks, nie atrakcyjność fizyczna, nie pieniądze, nie dzieci, nie własność, lecz wzajemna zgoda na bycie razem, wzajemne zobowiązanie wobec unii, która nie daje się skodyfikować. Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samemu też można się przy niej czuć podle."

Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam na jakiejś książce czy filmie. I to nie jest tak, że się nie wzruszam, ale mam w sobie taką wewnętrzną blokadę, która zazwyczaj nie pozwala mi płakać. "Małe życie" tę blokadę złamało o pod koniec czytania siedziałam, a łzy tak po prostu mi leciały.
Zaczynając pisać tę recenzję myślałam, że będzie ona długa. Chciałam wylać z siebie cały zachwyt nad tą książką. Ale wydaje mi się teraz, że ona tego nie potrzebuje. Że moje łzy mówią same za siebie.

"Małe życie" mogę Wam polecić z całego serca i pewnie nieraz będę o nim wspominać, ale chciałabym, abyście przeczytali je w momencie, kiedy będziecie na to gotowi. Kiedy będziecie mieli czas (800 stron to masa czytania, a lepiej nie rozwlekać tego aż tak bardzo w czasie, bo można się odrobinę pogubić) i siłę, żeby udźwignąć ogrom trudnych emocji, które przeżywamy wraz z bohaterami. Bo jest to książka autentyczna i na swój sposób piękna i bolesna jednocześnie.

środa, 4 września 2019

Czy lepiej by było, aby "Znikający stopnień" naprawdę zniknął? - recenzja

Całkiem niedawno na blogu pojawiła się recenzja książki "Nieodgadniony". W ramach współpracy z wydawnictwem Poradnia K otrzymałam drugi tom, na który bardzo czekałam.


 Autor: Maureen Johnson
Wydawnictwo: Poradnia K


Nie będę się rozpisywać na temat samej fabuły, ponieważ jest to bezpośrednia kontynuacja "Nieodgadnionego" i ciężko byłoby mi uniknąć spoilerów. Dlatego jeśli nie wiecie o co chodzi w tej historii, to TUTAJ macie recenzję pierwszej części.

Poprzednia część zakończyła się dość nagle, po wyjściu na jaw pewnych zaskakujących informacji, dlatego jeśli macie możliwość, to zaopatrzcie się od razu w obie książki. W drugim tomie pojawia się wiele nowych faktów, a Stevie jest coraz bliżej rozwiązania zagadki. Nie brakuje też kolejnych trupów i poznajemy kilku nowych bohaterów. Akcja dość mocno się rozkręca. Mamy także kilka retrospekcji, które również wiele wyjaśniają.

"Ekscytacja i lęk są spokrewnione, czasami zatem można je pomylić. Łączy je wiele objawów, rozszerzenie źrenic przyspieszony puls, pobudzenie. O ile jednak ekscytacja unosi, poprawia nastrój, o tyle lęk ściąga w dół, przygniata, sprawia że traci się grunt pod nogam"


Obok typowo kryminalnego wątku rozwijają się inne, związane z codziennym życiem bohaterów. W życiu Stevie nie brakuje miejsca na przyjaźń i...zakochanie. Choć sprawy sercowe są nieco skomplikowane.


Jeśli chodzi o język i inne tego typu aspekty, to wydaje mi się, że obie części są dość porównywalne. Nie znalazłam nic, co przeszkadzałoby w trakcie czytania, Johnson pisze naprawdę przystępnie i dobrze się to czyta.

"Znikający stopień" urywa się w momencie, kiedy od ostatecznego rozwiązania sprawy bohaterów dzieli naprawdę niewiele. Będę z niecierpliwością czekała na ostatni tom, chociaż niestety nie znam jeszcze dokładnej daty wydania, ale prawdopodobnie będzie ona dopiero w przyszłym roku.

poniedziałek, 2 września 2019

5 książkowych bohaterów, których podziwiam

Jakiś czas temu na Instagramie dostałam pytanie o to, jakich bohaterów książkowych najbardziej podziwiam i za co. Nie byłam w stanie krótko odpowiedzieć na to pytanie na story, ale obiecałam Wam post na ten temat, więc...oto jestem.



Kate z "Promyczka"

To była jedna z pierwszych, chyba nawet pierwsza postać jaka przyszła mi do głowy, kiedy zaczynałam pisać ten post. Jej optymizm w obliczu ciężkiej choroby to coś absolutnie niesamowitego. Zamiast martwić się swoją chorobą, stara się jak najlepiej spędzić czas, który jej jeszcze został.  Pokazuje, że życie jest krótkie, więc trzeba je dobrze wykorzystać.

Joanna Chyłka

Jeśli ktoś z Was miał okazję sięgnąć po serię o mecenas Chyłce to wie, że jest to postać co najmniej nietuzinkowa. Po za tym, że uwielbiam jej poczucie humoru i bezczelność, to podziwiam jej upór i zaangażowanie w to, co robi. Dodatkowo na ogromny szacunek zasługuje niewątpliwie wysoka inteligencja.

Willem z  "Małego życia"

Willem jest wzorem jeśli chodzi o miłość do drugiego człowieka. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, bo byłby to niewątpliwy spoiler. Ale to jak bardzo wspierał swojego ukochanego, jest niesamowite (mimo tego, że była to miłość bardzo trudna, bo niełatwo jest kochać kogoś, kto ma zaburzenia psychiczne). Chciałabym trafić w swoim życiu na taką osobę.


Herkules Poirot

Na blogu wielokrotnie wspominałam już o tym, że uwielbiam książki Agaty Christie. Dlatego nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu słynnego detektywa, którego szare komórki niejednokrotnie mnie zadziwiły. To jak niesamowicie potrafi łączyć fakty i dopasowywać do siebie części układanki, jaką są rozwiązywane przez niego sprawy chyba nigdy nie przestaną wprawiać mnie w zdumienie.

Mieszkanki Czerwonego Klasztoru

W tym przypadku chciałabym wskazać nie jedną ale całą grupę bohaterów, a właściwie bohaterek. "Maresi" przeczytałam już jakiś czas temu i muszę to zrobić jeszcze raz, by napisać dla Was recenzję, bo nie do końca wiem co o niej myśleć. Wiem jednak, że mamy tam piękny przykład na to, jak w trudnej sytuacji kobiety potrafią się nawzajem wspierać i poświęcać się dla dobra ogółu.


W komentarzu napiszcie koniecznie kogo Wy podziwiacie i oczywiście za co. Jestem bardzo ciekawa Waszych propozycji!

piątek, 30 sierpnia 2019

Podsumowanie wakacji i moje plany na nowy rok szkolny

Wakacje już praktycznie dobiegły końca, więc czas chyba zrobić małe podsumowanie i powiedzieć Wam trochę o moich planach na nowy rok szkolny. Wiem, że lubicie takie posty, więc mam nadzieję, że ten też Wam się spodoba. A żeby jeszcze bardziej umilić Wam czytanie, dodałam zdjęcia z wyjazdu do Chorwacji.


Wszystko, co dobre, szybko się kończy

Wakacje rozpoczęłam od dwutygodniowego wyjazdu. Tydzień spędziłam w Chorwacji, a kolejny w Austrii. Zdecydowanie bardziej podobał mi się ten pierwszy kraj, bo definitywnie wolę morze niż góry.

Miałam mnóstwo różnych planów, zresztą jak co roku. Nie wszystkie udało mi się do końca zrealizować, ale chyba nie jest tak źle. Przeczytałam 15 książek, więc wynik nie powala, ale też nie jest zły. Jestem dodatkowo zadowolona z tego, że jedna z nich była po angielsku ("To all the boys I loved before").  Rysowałam zdecydowanie mniej, niż bym chciała, ale jakoś nie umiałam się do tego zabrać, mimo tego, że obiecałam Wam kolekcję zakładek (a powstały tylko dwie. Ale mam nadzieję, że uda mi się ją jednak skończyć.

W każde wakacje obiecuję sobie, że tym razem będę więcej wychodziła ze znajomymi i w tym roku w końcu w miarę mi się to udało. Spotykałam się z przyjaciółką, chodziłyśmy na kort, byłam na dwóch spotkaniach z moją klasą i jakiś pojednyczych wyjściach z innymi osobami.

Trochę czasu poświęciłam na naukę. Głównie na matematykę, ponieważ jest to zdecydowanie mój ulubiony przedmiot i to z nią planuję związać swoją przyszłość. Oglądałam też trochę rzeczy po niemiecku, bo zdecydowanie chcę ten język poprawić.




Nowy rok szkolny = nowe wyzwania

W tym roku idę do nowej szkoły, więc jeszcze nie do końca wiem, co mnie czeka. Jestem generalnie dość podekscytowana i już od jakiegoś czasu trochę nie mogłam się doczekać września. Może to dziwne, ale chyba już potrzebuję powrotu do szkolnego rytmu, bo czuję, że się mocno rozleniwiłam i totalnie nie ogarniam ostatnio życia.

Jeszcze nie wiem jak to wszystko pogodzę, ale będę miała też niemało zajęć pozaszkolnych. Najprawdopodobniej dwa razy w tygodniu będę miała szkołę językową, do tego zaczynam treningi u nowego trenera (jeśli ktoś nie wie - gram w tenisa ziemnego) i chcę się zapisać na taniec towarzyski. A przy tym nie chcę zaniedbać Was i całej mojej działalności w internecie.  Niewątpliwie ten rok będzie dla mnie niemałym wyzwaniem, ale wierzę, że jeśli dobrze to wszystko zorganizuję, to uda mi się to wszystko połączyć i nie zwariować. Trzymajcie za mnie kciuki!

Jeśli chcecie być bardziej na bieżąco z tym, co się u mnie dzieje, to zapraszam Was na mojego bookstagrama oraz studygrama. Dajcie też znać w komentarzach jak Wam minęły wakacje!

niedziela, 25 sierpnia 2019

Dlaczego jestem feministką?

No właśnie,dlaczego? Przecież one zazwyczaj są brzydkie, grube i zaniedbane. No i najczęściej są samotnymi lesbijkami. A do tego nienawidzą mężczyzn i żądają niewiadomo czego, prawda? A i tak nie są w stanie wnieść tej lodówki na siódme piętro.

"Feministka to osoba, która wierz w siłę kobiet tak samo mocno, jak w siłę kogokolwiek innego"

Co to tak naprawę jest ten feminizm?


No właśnie, do RÓWNOUPRAWNIENIA. Nie do przejęcia kontroli nad światem i wymordowania większości mężczyzn. Feminizm, to taki dziwny pogląd, że kobieta też jest człowiekiem.  Często słysząc słowo "feministka" ludzie myślą o skrajnym feminizmie, feminazizmie, mizoandrii (czyli nienawiści do mężczyzn). Takie feministki są najczęściej pokazywane w mediach, są najgłośniejsze. I sprawiają, że ludzie mają w głowach zniekształcony obraz tego, czym naprawdę jest feminizm. A wiele kobiet boi się powiedzieć "jestem feministką".

Zawsze na drugim miejscu

Od starożytności kobiety były uważane za mniej ważne od mężczyzn. Ich rola sprowadzała się w zasadzie do sprzątania, gotowania i rodzenia dzieci. A jeśli w domu była służba, to głównie do tego ostatniego. I do spełniania zachcianek męża.

Bardzo niewiele mówi się, o roli płci żeńskiej w historii. Wiecie dlaczego większość odkryć i badań naukowych przypisywana jest mężczyznom? Po pierwsze dlatego, że kobiety miały mniej możliwości zdobywania wiedzy, a po drugie dlatego, że nawet jeśli należały do zespołu prowadzącego jakieś badania, to nie wpisywano ich nazwisk. Dlaczego? A, no tak, bo były kobietami.




Dlaczego kobiety wciąż mają gorzej? 

W końcu mamy już prawa wyborcze, możemy się uczyć i chodzić w spodniach, więc o co nam jeszcze chodzi? No, chociażby o to, że kobieta wykonująca ten sam zawód, na tym samym stanowisku, bardzo często dostaje za swoją pracę mniejsze wynagrodzenie niż osoba płci przeciwnej.
Badania pokazują, że tylko w sześciu krajach na świecie kobiety mają równe prawa pracy, jak mężczyźni. Polski wśród nich nie ma.

Na początku 2014 roku, siedmioletnia dziewczynka napisała otwarty list do firmy Lego. "Poszłam do sklepu i zobaczyłam klocki Lego w dwóch działach - różowym i niebieskim. Dziewczynki zajmowały się tylko siedzeniem w domu, chodzeniem na plażę i do sklepów, nie miały żadnej pracy, a chłopcy mieli różne przygody, ratowali ludzi i pływali z rekinami. Chcę, żebyście zrobili więcej ludzików Lego dla dziewczynek i pozwolili im się bawić i przeżywać przygody!"

A ile razy usłyszałyście seksistowskie żarty? I dlaczego chłopak z wieloma "podbojami" to playboy, a dziewczyna od razu jest puszczalska?  I dlaczego A może ktoś mi powie z jakiego powodu to za krótka spódniczka jest przyczyną gwałtu,a nie gwałciciel?

Po za tym, jesteśmy tylko małą częścią świata. W wielu miejscach na świecie kobiety wciąż nie mogą o sobie decydować. Muszą podporządkować się mężczyznom - najpierw ojcu i bratu, potem mężowi. Na Bliskim Wschodzie są zabijane w wyniku tzw. honorowych morderstw, czyli zabójstwa kobiety, która "zhańbiła" rodzinę np. poprzez swoje przypuszczalnie niedozwolone zachowania seksualne.Obliczono, że w 2016 roku w Indiach, kobieta była tam gwałcona średnio co 15 minut, a co ok.2 minuty padała ofiarą przestępstwa.

Co dla mnie oznacza bycie feministką?

Czy znaczy to, że nienawidzę wszystkiego, co nie posiada jajników? Oczywiście, że nie! Ja naprawdę lubię chłopaków. I będzie mi bardzo miło, jeśli przepuszczą mnie w drzwiach, ale mogę też sama sobie je otworzyć.

Feminizm to dla mnie wdzięczność za to, co kobiety już wywalczyły. To świadomość, że mam szczęście żyć w miejscu, gdzie mogę zdobywać wykształcenie i będę mogła głosować w wyborach.

Feminizm to dla mnie fakt, że mogę sama o sobie decydować. Mogę chodzić w spodniach i sama wybrać, co będę dzisiaj robić.

Feminizm, to dla mnie przeciwdziałanie szkodliwym, krzywdzącym stereotypom. Chociażby pisząc dzisiaj do Was te słowa.

Feminizm, to dla mnie bycie sobą.