wtorek, 10 września 2019

Pierwsza książka w tym roku, która wzruszyła mnie do łez, czyli recenzja "Małego życia"

Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to pewnie widzieliście, jak jakiś czas temu siedziałam ze łzami w oczach, po skończeniu "Małego życia". I wiecie już, że uważam tę historię za absolutnie wyjątkową. To teraz chyba czas wytłumaczyć, dlaczego.


Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 811

Na początku chciałabym zaznaczyć jedno - opis, jaki znajdziemy z tyłu książki nijak ma się do tego, jaka ta książka naprawdę jest. No dobra, może trochę przesadziłam, ale po prostu czytając to, co jest tam napisane człowiek zupełnie nie spodziewa się tego, jaka ta historia naprawdę jest.

Na ponad 800 stronach (ta książka naprawdę jest niezłą cegłą) przedstawione jest życie czwórki przyjaciół - Juda, Willema, Malcolma i JB. Każdy z nich jest tak właściwie zupełnie inny. Znajdziemy wśród nich pełnego temperamentu malarza, nieśmiałego prawnika,którego przeszłość kryje wiele tajemnic, świetnego architekta i wytrwałego aktora. Poznajemy ich zaraz po ukończeniu studiów i towarzyszymy im przez kolejne mniej więcej 40 lat. Fabułą jest po prostu ich codzienne życie i trudności, które się w nim pojawiają.

Z czasem książka zaczyna skupiać się trochę bardziej na samym Judzie, ale wszystkie postacie są bardzo szczegółowo wykreowane. I to właśnie chyba przez to ta książka jest tak wyjątkowa, bo dzięki temu stają się dla nas bardziej realni i mocniej przeżywamy to, co się z nimi dzieje.

W przepiękny sposób powieść ta pokazuje miłość. Nie jako ciągłe motylki w brzuchu i trzymanie się za ręce. Ale jako chęć zrozumienia drugiej osoby, akceptowanie jej i bezwarunkowe wsparcie.

"A poza tym czy przyjaźń to większe uzależnienie niż związek z kobietą? Dlaczego wydaje się godna podziwu, kiedy ma się dwadzieścia siedem lat, a budzi zgorszenie u trzydziestosiedmiolatka? Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? A może jest lepsza? Dwoje ludzi pozostaje razem przez lata, a wiążą ich nie seks, nie atrakcyjność fizyczna, nie pieniądze, nie dzieci, nie własność, lecz wzajemna zgoda na bycie razem, wzajemne zobowiązanie wobec unii, która nie daje się skodyfikować. Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samemu też można się przy niej czuć podle."

Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam na jakiejś książce czy filmie. I to nie jest tak, że się nie wzruszam, ale mam w sobie taką wewnętrzną blokadę, która zazwyczaj nie pozwala mi płakać. "Małe życie" tę blokadę złamało o pod koniec czytania siedziałam, a łzy tak po prostu mi leciały.
Zaczynając pisać tę recenzję myślałam, że będzie ona długa. Chciałam wylać z siebie cały zachwyt nad tą książką. Ale wydaje mi się teraz, że ona tego nie potrzebuje. Że moje łzy mówią same za siebie.

"Małe życie" mogę Wam polecić z całego serca i pewnie nieraz będę o nim wspominać, ale chciałabym, abyście przeczytali je w momencie, kiedy będziecie na to gotowi. Kiedy będziecie mieli czas (800 stron to masa czytania, a lepiej nie rozwlekać tego aż tak bardzo w czasie, bo można się odrobinę pogubić) i siłę, żeby udźwignąć ogrom trudnych emocji, które przeżywamy wraz z bohaterami. Bo jest to książka autentyczna i na swój sposób piękna i bolesna jednocześnie.

3 komentarze:

  1. Byłam kiedyś umiarkowanie zainteresowana tą pozycją, ale nigdy jakoś się nie zdarzyło, że po nią sięgnęłam. Jednak jeszcze zanim doczytałam do końca Twoją recenzję, na moim telefonie już rozgościł się audiobook. Serdecznie Ci dziękuję, że mi o tej książce przypomniałaś i sprawiłaś, że w końcu ją przeczytam. Szykuję się na literacką ucztę i wielkie wzruszenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że udało mi się kogoś zachęcić do tej książki, bo naprawdę jest warta przeczytania!

      Usuń
  2. Jeśli jest wzruszająca to przydałoby się dokupić całą paczkę husteczek :)

    OdpowiedzUsuń