niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie roku 2017

Sama w to nie wierzę, ale rok 2017 dobiegł już końca, chociaż dopiero się zaczynał. Dlatego zapraszam Was na podsumowanie tego, co w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy się wydarzyło. 



Blog


Bloga założyłam w kwietniu tego roku. W tym czasie napisałam 64 posty. Odwiedziliście to miejsce ponad 3000 razy i zostawiliście ok. 345 komentarzy. Wiele z nich było naprawdę bardzo miłych.  Największą popularnością cieszy się notka Jak czytać więcej?. Poznałam też  kilka naprawdę świetnych osób ( pozdrawiam dziewczyny!) i widzę, że było warto.

Książkowo


Nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić ile książek przeczytałam w tym roku, ponieważ spisywać je zaczęłam dopiero po założeniu bloga, a i tak niejednokrotnie o tym zapomniałam. Jeśli chodzi o książki, które zapisałam, to (nawiązując do wyzwania "przeczytam tyle ile mam wzrostu") będzie ich ponad metr. Obiecuję, że w przyszłym roku się poprawię i będę wszystko notować!

Artystycznie


Mimo, że w tym roku nie rysowałam w sumie jakoś bardzo dużo, to jednak wydarzyło się kilka rzeczy, które są swego rodzaju małymi przełomami w mojej "twórczości". Na początku tego roku wygrałam międzynarodowy konkurs plastyczno - językowy (rysunku, który wysłałam nie będę Wam pokazywać, bo na chwilę obecną uważam, że do najbardziej udanych nie należy). Po za tym miałam też swoją pierwszą wystawę - zarówno w szkole jak i w Domu Kultury.




Prywatnie


Wydarzyło się wiele rzeczy, których nigdy bym się nie spodziewała. Zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Ale było minęło i nie chcę się tutaj na ten temat rozpisywać. Wątpię, żebyście chcieli to czytać, a po za tym wiele z tych rzeczy jest moim zdaniem zbyt osobistych.

W 2017 roku zobaczyłam wiele pięknych miejsc i poznałam wielu fajnych ludzi. Zrealizowałam trochę swoich celów, chociaż wiele pozostało jeszcze do zrealizowania.



Podsumowanie 

Ciężko mi stwierdzić, czy 2017 był dobrym rokiem. Na pewno wiele się nauczyłam i zdobyłam nowe doświadczenia, które zostaną ze mną już na zawsze. Czy czegoś żałuję? Oczywiście, że tak. Zmieniłam się, ale w końcu wszyscy się zmieniamy. Wszystko co przeżywamy sprawia, że już nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami. 



 

środa, 27 grudnia 2017

"Niebo jest wszędzie" - recenzja

Jandy Nelson jest autorką bardzo popularnej powieści pt. "Oddam ci słońce". Napisała też inną książkę i jakiś czas temu z ciekawości sięgnęłam po "Niebo jest wszędzie".

 Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to podobieństwo o "Kochani, dlaczego się poddaliście" i "Indeks szczęścia Juniper Lemon". We wszystkich główna bohaterka traci starszą siostrę i nie potrafi pozbierać się po jej śmierci. Do tego dochodzą także wątki miłości, przyjaźni i rodziny.

W powieści pojawia się także wątek muzyki (o ile można to tak nazwać). Zarówno Lennie jak i jej przyjaciółka Sara (uwielbiam ją totalnie, jest pozytywnie świrnięta) oraz Joe grają w orkiestrze. Sama skończyłam szkołę muzyczną, więc bardzo takie wątki lubię. 

Bohaterowie są bardzo specyficzni. Zaczynając od wcześniej wspomnianej Sary (feministyczej femme fatale połączonej z gotką i ciężko powiedzieć z czym jeszcze) na wujku Bigu (lokalnym cassanowie) kończąc.

W rozpaczy po śmierci siostry Lennie robi wiele rzeczy, których później żałuje. Nie jest jej łatwo i często gubi się w tym, co tak naprawdę czuje. Ma wrażenie, że po śmierci Bailey nie powinna być szczęśliwa.

"Podnosi mnie z podłogi, obraca dookoła - nagle jestem w najgłupszym filmie świata, śmieję się i czuję szczęście tak ogromne, że aż wstydzę się je czuć w świecie bez mojej siostry."

Książka nie jest specjalnie oryginalna. Ale uświadamia nam, jak kruche jest ludzkie życie. Nawet w tej chwili ważna dla nas osoba może być bliska śmierci. To nie jest tak, że nas to nie dotyczy, bo to się może przytrafić każdemu.

Książka nie zachwyciła mnie, ale też nie rozczarowała. Jeśli lubicie tego typu historie, to moim zdaniem spokojnie możecie po nią sięgnąć. Nie jest to jednak powieść, którą każdy musi przeczytać.  

niedziela, 17 grudnia 2017

Prezenty dla artystów-amatorów.

Kilka dni temu opublikowałam listę z prezentami dla książkoholika. Teraz przyszła pora na prezenty dla artystów. Starałam się tak jak poprzednio umieścić na liście akcesoria z różnych półek cenowych, aby każdy znalazł coś dla siebie.



1.Dobre kredki

Kredki są jednym z najbardziej podstawowych przyborów.  Jeśli wiecie co najczęściej rysuje dana osoba, to możecie kupić zestaw przeznaczony konkretnie do rysowania np. portretów czy krajobrazów. W takich kompletach kolory dobrane są do danego typu rysunków np. w kredkach do portretów będzie więcej beżów i brązów.


2.Drobne akcesoria

Jeśli kupicie blender, liner i biały żelopis, przewiążecie wstążeczką i podrzucicie do torby komuś,  kto kocha rysować, to jestem prawie pewna, że się ucieszy. Nie jest to wielki wydatek, ale takie gadżety są naprawdę przydatne.


3.Książki

Z książkami i poradnikami trzeba uważać - sporo z nich jest prawie takich samych, a po za tym wiele z nich w zasadzie do niczego się nie nadaje. Jeśli jednak poszperacie trochę w internecie, to da się znaleźć coś fajnego.

4.Szkicownik

Najlepiej dowiedzieć się na jakim formacie pracuje dana osoba i w jakiej technice. Przykładowo - papier do farb musi być grubszy niż ten do kredek czy ołówków.

5.Podstawowe przybory

jeśli już na prawdę nie wiemy co kupić. Takich rzeczy nigdy za wiele, bo szybko się zużywają, jeśli ktoś dużo rysuje.


To już cała moja lista. I na koniec chciałabym Wam jeszcze z całego serca życzyć Wam Wesołych Świąt!

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Pomysły na prezent dla książkoholika

Święta coraz bliżej i jeśli jeszcze tego nie zrobiliście to czas pomyśleć o prezentach dla najbliższych. A znalezienie idealnego drobiazgu to spore wyzwanie. Aby trochę ułatwić Wam to zadanie postanowiłam zrobić listę prezentów, z których każdy książkoholik powinien się ucieszyć. 

1. Zakładki

Chyba najbardziej książkowy drobiazg. Dostępnych jest ich bardzo wiele. Urocza zakładka np. od Tojko może okazać się świetną niespodzianką. Nie jest to wielki wydatek, a każdy miłośnik książek z pewnością się ucieszy.

2. Torby, kubki, koszuki...

...etui, biżuteria i wiele, wiele innych. W internecie można dostać wszystko. Na gadżetach znajdują się zarówno nadruki z bohaterami z popularnych książek jak i hasła typu "book>sleep"

3. Ładne wydanie

Jeśli chcemy kupić jakąś książkę, to jest ryzyko, że dana osoba już ją ma. Dlatego moim zdaniem czasem lepiej jest dowiedzieć się jaka jest ulubiona książka kogoś, kogo chcemy obdarować i poszukać jakiegoś ciekawego wydania. Można też kupić ją w innym języku, którego dana osoba się uczy.

4. Skarpety

Nie wiem, czy jest bardziej typowy świąteczny prezent niż skarpety. Bez trudu można znaleźć takie, które nawiązują do ukochanych książek.

5. Czas

Jeśli ktoś wie, gdzie można go kupić, to niech da znać. Ja narazie nie odkryłam takiego miejsca. Możemy za to wyręczyć kogoś, albo mu pomóc. Zawsze to dodatkowa wolna chwila dla tej osoby.

Mam nadzieję, że moja lista Wam się spodobała. Dajcie znać, co chcielibyście dostać, albo jakich prezentów się spodziewacie.

piątek, 1 grudnia 2017

"Niewzruszenie" - recenzja

Cały czas jestem w trakcie czytania książek Ewy Nowak. Nie wszystkie je recenzuję, bo gdybym to robiła, to na blogu byłyby praktycznie same recenzje. Swoją drogą napiszcie mi w komentarzach jakich wpisów powinnam robić więcej, bo ostatnio coraz bardziej mnie to zastanawia.



Bezpośrednio przed powieścią, o której dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć, czytałam "Krzywe 10" tej samej autorki. Nie pojawi się recenzja tej książki, ale jeśli ktoś by się zastanawiał, czy ją przeczytać, to zależy co kto lubi, ale ja jestem na tak. Opisuje ona wakacje sprzed jakiegoś czasu, kiedy nie każdy miał telefon czy komputer. I chyba właśnie to jest w niej najlepsze.

 Wracając jednak do książki, o której ma być ta notka - odnalazłam w niej tą Ewę Nowak, która napisała "Bransoletkę" i "Yellow bahama w prążki". Którą tak uwielbiam. Nareszcie.

"Niewzruszenie" to książka, w której żaden z ważniejszych bohaterów nie jest typowy. Mama - wróżka, tata - muzyk, córka - 18-latka, ciągle czeka na swojego księcia z bajki, chyba najbardziej normalna z całej rodziny, no i jeszcze syn - Lew. Oj, zapomniałabym o Ewuni. Nie, nie o cioci Ewuni. O świńce. Bardziej rozpieszczonej niż mój pies.

W takiej rodzinie nic nie jest normalne. Ale co z tego? Przynajmniej nie ma nudy. Brat i siostra dogadują się całkiem nieźle i pilnują, aby rodzice za bardzo nie narozrabiali. A po za tym przeżywają też swoje własne rozterki, pierwsze miłości itd.

Książka z Serii Miętowej nie opisuje wielkich odkryć, dalekich wypraw ani magicznych światów. Osoby, które uwielbiają gdy w książce wiele się dzieje, powiedziałyby, że jest trochę o niczym. Ale ja tak nie uważam. Dla mnie pokazuje ona wartość rodziny, z którą wychodzi się dobrze nie tylko na zdjęciach. Uświadamia, że stereotypy nic nie znaczą, a ludzie i tak będą gadać.

Za to właśnie lubię książki Ewy Nowak. Za Polską codzienność. Za prostotę i zwyczajność, która wcale nie jest taka zła.

środa, 22 listopada 2017

"Losing hope" - recenzja

Po książce "Never,never" postanowiłam, że przeczytam też inne książki  Colleen Hoover. Jak widać trochę mi to zajęło, ale w końcu zabrałam się za "Losing hope". Jaka była? Na pewno nieco inna niż większość książek, które do tej pory czytałam. Trochę skojarzyła mi się z książkami Greena, sama nie wiem dlaczego. Zdecydowanie coś w niej jest, chociaż nie jestem w stanie stwierdzić co.

"Losing hope" to druga część książki "Hopeless", której jeszcze nie czytałam ale zamierzam to nadrobić. Dajcie mi znać, czy Wam też zdarza się czytać książki w złej kolejności, czy tylko ja tak mam.

Wszystko opisywane jest z perspektywy Deana Holdera. Chłopak ma nieco dziwną przeszłość, która w książce odgrywa dość istotną rolę. W szkole nie należy do osób bardzo popularnych. Przynajmniej do czasu...no właśnie. W krótkim czasie wydarzą się dwie rzeczy, które całkowicie zmienią jego życie. Będzie rozpacz i zdruzgotanie. Ale będzie też miłość i wiara w lepsze jutro.

Polubiłam właściwie większość postaci, co nie zdarza mi się zbyt często. Przez całą książkę totalnie rozbrajał mnie przyjaciel głównego bohatera. Nie jest on bardzo znaczącą postacią, ale i tak go uwielbiam. Chyba nawet bardziej niż głównych bohaterów.

"Przyszłość dla mnie nie istniała. Dopiero będąc ze Sky, zacząłem myśleć o tym, co stanie się jutro, pojutrze, za rok czy w odległej przyszłości. Potrzebuję tego teraz. Boję się, że jeśli nie wezmę jej w ramiona, znowu zacznę patrzeć za siebie i przeszłość całkowicie mnie pochłonie."

To jest jedna z tych książek, przy której nie można opisywać fabuły, ale z drugiej strony, ciężko jest napisać bez tego recenzję. Ale jeśli zdradziłabym choć troszkę więcej, to właściwie moglibyście odpuścić sobie czytanie książki.W książce nie ma zbyt wielu wątków, dlatego zdradzenie chociaż części nie byłoby na miejscu. Cała akcja toczy się tak właściwe wokół jednego wydarzenia, ale mimo to autorce udało się wprowadzić drobne zaskoczenia. Dzięki temu książka nie jest aż tak przewidywalna.

Całość oceniam pozytywnie. Nie jest to może literatura na najwyższym poziomie,ale prawda jest taka, że sięgając po młodzieżówki raczej nikt tego nie oczekuje. Jednak jako zwykła, obyczajowa książka na jesienny wieczór jak najbardziej się nadaje.

niedziela, 19 listopada 2017

Słowotokinformacyjny#3: dlaczego jest tak mało notek i co się ze mną dzieje

Ostatnia notka pojawiła się 7 listopada, czyli prawie dwa tygodnie temu. Nie wiem, czy ktoś to zauważył i odczuł moje zniknięcie. Mam nadzieję, że tak i dzisiaj przychodzę do Was z krótkimi wyjaśnieniami.

  Co u mnie?

U mnie masa pracy. Naprawdę. Niestety ostatnio wszystko działo się naraz. Konkursy, sprawdziany, kartkówki ... dosłownie wszystko. Muszę Wam się jednak pochwalić, że dostałam się do drugiego etapu Konkursu Przedmiotowego. Dlatego czeka mnie sporo przygotowań, a nie chcę zaniedbać też normalnych szkolnych zajęć. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś to wszystko ogarnąć. I przy okazji życzę powodzenia wszystkim, którym też się udało.

Co na blogu?

Przez to, że mam ostatnio bardzo dużo rzeczy do zrobienia, to blog niestety trochę ucierpi. Postaram się jednak przynajmniej raz w tygodniu coś dodawać, bo mimo wszystko uwielbiam to robić i nie chcę całkowicie rezygnować. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie. Mam sporo pomysłów na wpisy, więc jak tylko będę miała trochę czasu to na pewno będę pisać. W najbliższym czasie postaram się dodać zaległe recenzje, bo niektóre czekają już od dłuższego czasu na poprawienie i opublikowanie. Po za tym na pewno pojawi się trochę postów świątecznych, bo jeśli jeszcze ktoś nie zauważył, to za miesiąc będzie Boże Narodzenie.


Ciekawe linki:



Ostatnio na blogu: 




wtorek, 7 listopada 2017

Lifeblock



Wszystkim wydaje się, że osoby publiczne, (nieważne czy to aktorzy, gwiazdy rocka czy blogerzy) zawsze są szczęśliwi. Ludzie myślą, że przecież takie osoby 24h na dobę tryskają energią, której pokłady znajdują się wszędzie. No a cóż, tak nie jest. Nie jesteśmy robotami, które cały czas chodzą z bananem na twarzy.




Kiedy masz za dużo rzeczy na głowie
W życiu każdego czasami jest tak, że czuje się przytłoczony i najzwyczajniej w świecie ma dość. Że dostawca pokładów energii ma kryzys w najmniej odpowiednim momencie. Kiedy dużo osób naraz coś od nas chce. I to najlepiej na wczoraj. Do tego orientujemy się, że jutro upływa termin doniesienia pracy. Przy okazji jeszcze koleżanka dzwoni z prośbą o pomoc. A my staramy się wszystko zrobić, powtarzamy sobie, że jak nie my to kto, i że przecież musimy dać radę. I często dajemy. Ale po tam jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy siły nawet na rzeczy, które dotychczas sprawiały nam radość.

Musimy najpierw zadbać o siebie
Prawda jest taka, że jeśli my czujemy się jak siedem nieszczęść to nie damy rady zbawić świata. Albo nawet zmotywować się do zrobienia czegokolwiek. No bo w końcu jak tylko się skończy ten miesiąc to zaczniemy odpoczywać. Mija miesiąc a my znów powtarzamy to samo. I robimy wszystko bojąc się, że kogoś zawiedziemy. A jeśli potem jeszcze mamy wyrzuty sumienia, bo przecież mogliśmy zrobić więcej to już jest naprawdę źle. Ja też tak nieraz mam. I to jest bardzo uciążliwe i męczące.

Czasami trzeba odpuścić
Serio. Żyjemy w zabójczym tempie. Zapominamy, że czasami trzeba odpocząć. Chcemy mieć tylko więcej, działać szybciej i gdyby można było to przestalibyśmy spać uważając to za marnowanie czasu. Tak się nie da żyć! Wiem z własnego doświadczenia, iż po jakimś czasie można ze świrować. Czasami trzeba zwolnić, zająć się sobą. Odpocząć i się zregenerować, a dopiero później znów rzucać się w wir zadań. Bo inaczej za jakiś czas nie będziemy nadawać się do niczego i będziemy egzystować odhaczając kolejne zadania z listy „to do”, zamiast normalnie żyć. 



Co robić?
To zależy. Jeśli jesteście w stanie wykrzesać z siebie jeszcze trochę i macie odrobinę więcej to zróbcie coś co będzie nie tylko przyjemne ale też pożyteczne. Możecie coś upiec, możecie iść na basen albo poczytać. Albo po prostu nic nie robić. Jeśli nie macie czasu to róbcie drobne rzeczy – zadzwońcie do dawno nie widzianej koleżanki, odwiedźcie bibliotekę albo kupcie nową szminkę. Cokolwiek, co choć trochę poprawi wasze samopoczucie i pozwoli na chwilę zapomnieć o natłoku zajęć.  
Zdaję sobie sprawę z tego, że ciężko jest to wszystko zostawić. Ale naprawdę doprowadzenie się do stanu, kiedy jedyne czego chcecie to chociaż spokojne wypicie herbaty, (bez sprawdzania jednocześnie maila i przeglądaniu materiału na kolejny test) nie jest dobre. Dlatego raz na jakiś czas trzeba się przełamać i mieć cały świat gdzieś. Albo przynajmniej pół.

środa, 1 listopada 2017

Jak czytać więcej? - moje rady i sposoby

Wiele osób mówi,że nie czyta, bo nie ma na to czasu. A prawda jest taka, że doba każdego z nas ma 24 godziny. Pozostaje więc tylko kwestia tego, jak je wykorzystamy. Dlatego dzisiaj chciałbym podzielić się z Wami moimi sposobami na to, jak czytać więcej.


1. Czytaj to, co lubisz

Jeśli będziecie zmuszać się do czytania thrillerów, mimo, że wolicie książki obyczajowe albo zabierzecie się za romanse mimo, że totalnie Was do nich nie ciągnie, to efekt będzie marny. Owszem - warto próbować nowych rzeczy, ale jeśli czegoś nie polubicie, to nie zmuszajcie się do tego.

2. Zawsze miej przy sobie książkę

Nie wiadomo, kiedy nagle wypadną Wam jakieś zajęcia, Wasz autobus utknie w korku albo koleżanka napisze, że spóźni się 15 minut. I wiem, że noszenie wszędzie grubego tomu jest uciążliwe, ale można np. mieć jakąś książkę tylko "do noszenia", która będzie cieńsza.

3. Korzystaj z różnych form

Kto powiedział,że książka musi być papierowa? No właśnie. Można słuchać audiobooków sprzątając pokój, albo zamiast grubego czytadła zabierać do szkoły telefon albo czytnik. Mimo, że ja zdecydowanie wolę tradycyjne książki, to nieraz korzystam z audiobooków - a ku mojemu zaskoczeniu jest sporo darmowych do pobrania z internetu.

4. Książka zamiast telefonu

Kiedy jedziemy do szkoły albo z niej wracamy, to chętnie sięgamy po telefon i przeglądamy Facebooka, Instagrama itd. A co by było, gdyby zamienić ten telefon zamienić na jakąś książkę, hm?


5. Przynajmniej 15 minut

Kwadrans.. Każdy z nas ma kwadrans. Więc może chociaż tyle wygospodarujemy na czytanie? Na rozdział książki powinno wystarczyć. Tylko kwadrans, ale codziennie.Warto wyrobić sobie taki nawyk.


.

Miało być pięć rad, ale gdy kończyłam pisać pomyślałam jeszcze o jednej. Potraktujcie to jako nagrodę za doczytanie aż do tego miejsca.

6. Czytaj szybciej! 

Jeśli będziemy czytać szybciej, to w tym samym czasie przeczytamy więcej. Proste? Proste. W internecie jest mnóstwo porad na ten temat ( może kiedyś sama też coś napiszę, jeśli chcecie to dajcie znać). A trening czyni mistrza.

Pamiętajcie też, że wszystko jest kwestią priorytetów i tego na czym najbardziej nam zależy. Mam nadzieję, że moje rady okażą się przydatne. Koniecznie dajcie znać jeśli i u Was się sprawdzą.