Po książce "Never,never" postanowiłam, że przeczytam też inne książki Colleen Hoover. Jak widać trochę mi to zajęło, ale w końcu zabrałam się za "Losing hope". Jaka była? Na pewno nieco inna niż większość książek, które do tej pory czytałam. Trochę skojarzyła mi się z książkami Greena, sama nie wiem dlaczego. Zdecydowanie coś w niej jest, chociaż nie jestem w stanie stwierdzić co.
"Losing hope" to druga część książki "Hopeless", której jeszcze nie czytałam ale zamierzam to nadrobić. Dajcie mi znać, czy Wam też zdarza się czytać książki w złej kolejności, czy tylko ja tak mam.
Wszystko opisywane jest z perspektywy Deana Holdera. Chłopak ma nieco dziwną przeszłość, która w książce odgrywa dość istotną rolę. W szkole nie należy do osób bardzo popularnych. Przynajmniej do czasu...no właśnie. W krótkim czasie wydarzą się dwie rzeczy, które całkowicie zmienią jego życie. Będzie rozpacz i zdruzgotanie. Ale będzie też miłość i wiara w lepsze jutro.
Polubiłam właściwie większość postaci, co nie zdarza mi się zbyt często. Przez całą książkę totalnie rozbrajał mnie przyjaciel głównego bohatera. Nie jest on bardzo znaczącą postacią, ale i tak go uwielbiam. Chyba nawet bardziej niż głównych bohaterów.
"Przyszłość dla mnie nie istniała. Dopiero będąc ze Sky, zacząłem myśleć o tym, co stanie się jutro, pojutrze, za rok czy w odległej przyszłości. Potrzebuję tego teraz. Boję się, że jeśli nie wezmę jej w ramiona, znowu zacznę patrzeć za siebie i przeszłość całkowicie mnie pochłonie."
To jest jedna z tych książek, przy której nie można opisywać fabuły, ale z drugiej strony, ciężko jest napisać bez tego recenzję. Ale jeśli zdradziłabym choć troszkę więcej, to właściwie moglibyście odpuścić sobie czytanie książki.W książce nie ma zbyt wielu wątków, dlatego zdradzenie chociaż części nie byłoby na miejscu. Cała akcja toczy się tak właściwe wokół jednego wydarzenia, ale mimo to autorce udało się wprowadzić drobne zaskoczenia. Dzięki temu książka nie jest aż tak przewidywalna.
Całość oceniam pozytywnie. Nie jest to może literatura na najwyższym poziomie,ale prawda jest taka, że sięgając po młodzieżówki raczej nikt tego nie oczekuje. Jednak jako zwykła, obyczajowa książka na jesienny wieczór jak najbardziej się nadaje.
Muszę w końcu zapoznać się z twórczością tej autorki :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Hopeless, ale było to już tak dawno, że w obecnej sytuacji sięgnięcie po kontynuację wiązałoby się z czytaniem pierwszej części od początku. Nie mówię nie, ale z pewnością nie teraz :)
OdpowiedzUsuńZaczęłaś od Losing Hope? To tak można? Hopeless to jedna z moich ulubionych książek, więc nie wyobrażam sobie pominięcia jej. Jest o wiele lepsza! :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do TAGU :)
OdpowiedzUsuńhttp://pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com/2017/11/studio-accantus-book-tag-monolog-z.html
Ja akurat najpierw czytałam "Hopeless", a później "Losing hope", jednak w sumie jest to ta sama historia przedstawiona jedynie z innej perspektywy, także nie dowiesz się z niej zbyt wiele nowych faktów. Mam za sobą trzy powieści Hoover i nie ukrywam, że były całkiem przyjemne, ale autorka nie podbiła mojego serca i chyba nie mam ochoty dawać jej kolejnej szansy.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak będzie Ci się czytało "Hopeless" znając już "Losing hope" :) Ja czytałam obie, w tej właściwej kolejności i to też w sumie sprawiło, że obie je pokochałam, bo "Losing hope" jest właściwie powieleniem i uzupełnieniem "Hopeless" :) To akurat moje ulubione książki autorki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Troszkę szkoda, że zaczęłaś od drugiej części ;) Chociaż, jeśli mam być szczera, to uważam, że "Losing Hope" jest jednak lepsze niż "Hopeless".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paulina z naksiazki.blogspot.com ;)
Skoro polubiłaś przyjaciela Deana to koniecznie przeczytaj Szukając Kopciusza 💜 Powinno Ci się spodobać 💙 A duet Hopeless i Losing Hope... Długo przeżywałam tę historię
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
ZetKa (writtenbyzetka.blogspot.com0