Pewnie tego nie wiecie, ale "Mamma mia" jest chyba moim ulubionym filmem. Mogę go oglądać dosłownie cały czas i nie potrafię zliczyć, ile razy już to robiłam. Kiedy dowiedziałam się, że będzie druga część, to bardzo się ucieszyłam, tym bardziej, że zwiastuny zapowiadały naprawdę niezłą kontynuację. Niedawno nadszedł ten upragniony dzień, kiedy wraz z moją mamą, która zaraziła mnie miłością do pierwszej części poszłam do kina obejrzeć drugą.
Pomysł twórców był taki, że Donna zmarła kilka lat po pierwszej części (nie jest to spoiler, bo dowiadujemy się tego praktycznie natychmiast). Jej córka, Sophie postanawia spełnić marzenie swojej mamy i tworzy hotel "Bella Donna", a niedługo ma nastąpić jego wielkie otwarcie. Całość przeplatana jest wspomnieniami z młodości Donny. I to w zasadzie tyle, co powinniście wiedzieć. Nie będę Wam tutaj streszczać pierwszej części, zachęcam natomiast z całego serca do obejrzenia jej.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy było to, że film kręcony jest w kompletnie innym miejscu niż pierwsza część. Są podobieństwa, ale nie jest to już to samo miejsce i muszę przyznać, że to poprzednie podobało mi się znacznie bardziej.
Zmiana miejsca nie jest jednak jedyną niezgodnością. Jeśli ktoś w miarę dobrze zna historię poszukiwania ojce Sophie, to bez problemu zauważy, że trochę rzeczy się najzwyczajniej w świecie nie zgadza. Np. w pierwszej części przyjaciółki Donny nie wiedziały nic o jej trzech przygodach miłosnych (myślały, że była jedna), a w drugiej nagle okazuje się, że jej wtedy towarzyszyły. Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Kolejną kwestią są aktorzy. Bardzo brakowało mi Meryl Streep, odtwórczyni roli Donny w pierwszej części. Pojawia się ona co prawda, ale jest to tylko króciutki fragment pod koniec. I wiem, że skoro grana przez nią bohaterka nie żyje, to nie ma jak umieścić ją w tym filmie, ale nie zmienia to faktu, że mi jej brakowało.
Kolejnym szczegółem jest to, że aktorzy grający młodych przyjaciół oraz chłopaków Donny są praktycznie zupełnie niepodobne do swych dorosłych wersji (w szczególności męska część obsady). Lily James grająca młodą Donnę także jest średnio podobna, ale po pierwsze - podrobienie Meryl graniczy z cudem, a po drugie - z jakiegoś powodu wydała mi się jednak odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.
Na uwagę zasługuje za to oprawa muzyczna, która była na naprawdę wysokim poziomie, jak na musical przystało. Może jestem mało obiektywna, bo po prostu kocham piosenki ABBY, ale zostały one naprawdę dobrze wykonane.
Film "Mamma mia: Here We Go Again" (którego tytuł swoją drogą nawiązuje do tekstu piosenki, za co spory plus) sprawił, że praktycznie ciągle miałam łzy w oczach - raz ze śmiechu, a raz ze wzruszenia, kiedy ktoś z wciąż żyjących bohaterów wspominał Donnę.
Całość miała bardzo pozytywne zakończenie, moim zdaniem aż za pozytywne. Takie z cyklu "bądźmy wielką rodzinką, wszyscy się kochamy i żyjemy w zgodzie". Czy aż taki słodki happy end był potrzebny? Chyba nie, chociaż nie przeszkadzał mi on znowu aż tak bardzo.
Czy zawiodłam się na tym filmie? Odrobinę. Spodziewałam się nieco innego przebiegu spraw i wydaje mi się, że byłabym w stanie napisać tę historię w lepszy sposób. Jeśli jednak ktoś nie jest aż takim fanem "Mamma mii", to prawdopodobnie wymienione przeze mnie rzeczy nie będą miały dla niego aż takiego znaczenia i będzie mu się to oglądać lepiej. Myślę, że kiedyś ponownie obejrzę sobie tę produkcję, bo uwielbiam młodą Donnę za jej spontaniczność i odwagę (która czasem podchodzi aż pod głupotę). Jednak mimo miłości do pierwszej części, ta była dla mnie po prostu ok.
Pierwszą część uwielbiam! Nie wiedziałam, że jest druga - bardzo dzięki za informację 💕 szkoda, że nie ma Meryl Streep...
OdpowiedzUsuńRównież lubię te produkcje :) Chyba nie ma osoby, która by jej nie widziała...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś obejrzę ponownie :)
Pozdrawiam serdecznie,
Carlli Thoughts
A tu cię zaskoczę - jest trochę takich osób...ale jak nadal będę "zmuszać" większość moich znajomych do obejrzenia "Mamma mii", to faktycznie niedługo nie będzie :D
UsuńNie oglądałam ani pierwszej części ani drugiej, aczkolwiek mam w planach to zrobić już od kilku dobrych tygodni. Za to soudtrack znam i jestem w nim zakochana, mimo że to nie to samo co Musical Hamilton ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Weronika
http://readwithstars.blogspot.com/2018/08/ksiazka-nagrodzona-goodreads-books.html
Nadrabiaj koniecznie!
UsuńJak to młodzi i starzy tatusiowie się różnili? Ja od początku widziałam wspólne cechy tych bohaterów, chociaż dzielił ich szmat czasu. Polubiłam ten film tak jak pierwszą część i na szczęście niedociągnięcia i zmiany mnie nie bolały i nie raziły.
OdpowiedzUsuńA że Donny brakowało, to już inna sprawa. Trochę szkoda... :(
W pierwszej części jest pokazane na zdjęciach, że Harry był punkiem, a Bill i Sam hipisami...no w drugiej coś nie wyszło...
Usuń