W czasie jednej z misji na Marsie nadciąga gwałtowna burza piaskowa zmuszająca załogę do opuszczenia planety. Jeden z astronautów zaginął i nie daje znaku życia. Jego towarzysze myślą więc, że zginął i postanawiają odlecieć bez niego.
Okazuje się jednak, że Mark żyje. Kiedy odzyskuje przytomność uświadamia sobie, że został na Marsie sam, bez łączności z Ziemią. Ma do dyspozycji tylko niewielkie zapasy jedzenia i wody znajdujące się w bazie. Postanawia nie poddawać się i za wszelką cenę przetrwać do kolejnej ekspedycji, która będzie miała miejsce za cztery lata.
Sytuacja, w której znalazł się główny bohater nie należy do łatwych, ale dzięki swojej wytrwałości i poczuciu humoru Mark z każdym dniem coraz lepiej radzi sobie sam na sam z nieznaną planetą. Każdego dnia ma jednak świadomość, że może mu się nie udać.
"Mars stara się mnie zabić.
No cóż... Mars nie usmażył Pathfindera.Poprawka: Mars i moja głupota próbują mnie zabić."
Film powstał na podstawie książki A.Weir'a i moim zdaniem pomysł na tę historię jest naprawdę świetny. Mimo tego, że nie jestem fanką si-fi, to "Marsjanin" pozytywnie mnie zaskoczył. Dodatkowym plusem są elementy związane z NASA i ogólnie astrofizyką, która jest niezwykle fascynującą dziedziną nauki (odzywa się mój wewnętrzny kujon). I mimo tego, że iektórych rzeczy, o których rozmawiali za bardzo nie rozumiałam, to potęgowało to tylko efekt "wow" i w ogóle mi nie przeszkadzało.
Ekranizacja zgarnęła wiele nagród m.in.Złote Globy, a nawet nominacje do Oscara. Według mnie są one jak najbardziej uzasadnione, ponieważ nie tylko fabuła jest naprawdę dobra, ale jeśli chodzi o realizację, to też nie ma się za bardzo do czego przyczepić.Aktorzy także dobrze się spisali, a Matt Damon w roli Marka bardzo mi się podobał.
Może moja dzisiejsza recenzja nie jest wybitnie przekonująca, ale po za tym, że w chwili, kiedy to piszę jestem już nieco zmęczona (bloger też człowiek, też zdarza nam się prawie zasypiać nad klawiaturą), to po prostu nie wiem co jeszcze mogę napisać. Więc po prostu jeśli macie wolną godzinę czy dwie to wpiszcie w wyszukiwarkę "Marsjanin film" i obejrzyjcie, bo naprawdę warto.
Kiedyś oglądałam, ale nawet nie w całość, a gdzieś od połowy. Nie powiem żeby skradł moje serce, ale może bym musiała zobaczyć cały od samego początku. :)
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie, że nawet mój humanistyczny umysł jest zafascynowany astrofizyką i mimo że ja również nie rozumiałam połowy z tego, o czym mówiono, Marsjanina bardzo lubię. Jeśli podobają Ci się te klimaty, to bardzo polecam Ci obejrzeć Interstellar w reżyserii Christophera Nolana, bo to moim zdaniem jeden z najlepszych filmów kiedykolwiek, a przynajmniej robi piorunujące wrażenie. I tam to dopiero roi się od zagadnień astrofizyki... Ale jednocześnie fabuła jest realistyczna, co ma duże znaczenie. W każdym razie polecam i uwielbiam, tym bardziej, że gra tam Matthew McConaughey ;) Ah, no i Matt Damon idealnie pasuje na Marka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS
Ach, przypomniałaś mi o tym wspaniałym filmie i książce! Już tak dawno temu ją czytałam, ale nadal pamiętam najlepsze fragmenty. Niezwykła!
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ
To raczej nie moje klimaty, ale podoba mi się Twój blog! :)
OdpowiedzUsuń