Wszystko ma jakiś początek i nie bierze się z nikąd. Dlatego
dzisiaj będzie trochę właśnie o tych początkach, ale nie tylko.
Niedawno, kiedy zastanawiałam się jakie mogą być tematy
kolejnych notek wpadł mi do głowy pomysł na opisanie tego jak to się stało, że zostałam książkocholikiem. Ale
nie jest to aż tak fascynujące historia, żeby poświęcać jej całą notkę. Dlatego
uznałam, że nie zaszkodzi jeśli tych historii będzie więcej. Napisałam więc do kilku blogerek książkowych, aby one również podzieliły
się swoimi historiami. Więc nie przedłużając, zapraszam na opowieści…
Kocham czytać, poznawać kolejne opowieści, zagłębiać się w
coraz to nowsze i bardziej intrygujące światy… Ale nie zawsze tak było. Jako
dziecko rzadko czytałam. W wakacje jedynie może zapoznawałam się z jakąś
książką, a w roku szkolnym bardziej skupiałam się na lekturach. W klasach 1–3
bardzo ich nie lubiłam, z tego też powodu nie przepadałam za czytaniem. Dopiero
w klasach 4–6 można zauważyć zmianę: lektury zaczęły mi się podobać, dlatego
też chętniej zaczęłam sięgać po powieści z własnej woli, jednak nadal było to
raczej rzadkie. Nie była to moja pasja, którą kochałabym całym sercem. Tak
naprawdę nie wiem do końca, jak zaczął się mój czytelniczy szał. Na pewno stało
się to w gimnazjum, chociaż na nowo zdążyłam wówczas znienawidzić lektury. Ale
tym razem nie zniechęciły mnie do innych książek, zaczęłam, prawdziwie
zaczęłam, rozumieć ich magię i piękno. Wpadłam na genialny pomysł odwiedzenia
biblioteki, która znajduje się na moim osiedlu i w krótkim czasie przeczytałam
wszystkie pozycję z działu młodzieżowego. Jakoś w tym czasie obejrzałam też
Igrzyska śmierci i zapragnęłam zapoznać się z książkową wersją, więc ją
kupiłam. Potem nabyłam następną książkę. I następną. A później poszło jak z
płatka, kupowałam już niemal na potęgę, czytałam niemal na potęgę, pojawił się
pomysł założenia bloga i tak zostało mi do dziś… I chociaż w dzieciństwie nie
byłam wielkim fanem książek, teraz jestem w nich bezgranicznie i bezsprzecznie
zakochana; uradowana, że odkryłam ich magię.
Cofnijmy się w przeszłość tak gdzieś do
połowy wakacji 2014 roku. Wtedy podczas jednego z upalnych dni z nudów
przeglądałam odmęty internetu i trafiłam na książkowy blog. Zaczęłam go czytać,
oglądać stosiki, czytać o różnych ciekawych książkach i stwierdziłam, że fajnie
by było je przeczytać. Tak więc postanowiłam założyć sobie kartę biblioteczną i
wypożyczyć jakieś książki. Pamiętam, że wtedy byłam u babci, więc poprosiłam o
to mamę, która wypożyczyła mi "Artemisa Fowla", "Love
Factor" i "Gdzie jesteś Shanti" czy jakoś tak, nie pamiętam
dokładnego tytułu, ale to chyba było coś z Shanti i to było o koniach. Potem przeczytałam "Szeptem", a we wrześniu
rozpoczęłam przygodę ze swoją ukochaną serią, najlepszą na świecie, czyli z
Harry'm Potter'em, którego do dzisiaj przeczytałam trzy-cztery razy. Miałam wtedy 15 lat i od tamtej pory
przeczytałam już naprawdę sporo książek i założyłam własnego bloga, gdzie o
nich piszę. :) Tak oto w skrócie wygląda moja historia z czytaniem, chociaż do
książek ciągnęło mnie jeszcze we wcześniejszych latach, pamiętam że w drugiej
klasie podstawówki dostałam nawet "W pustyni i w puszczy" za
największą ilość wypożyczonych książek ze szkolnej biblioteki. Potem całkowicie
olałam czytanie, aż powróciło ono do mnie w 2014. I tak jest do dzisiaj.
Czytam odkąd pamiętam. Moje
najwcześniejsze wspomnienia związane z książkami pochodzą z okresu, kiedy
miałam mniej więcej 7 lat, a mój tata od czasu do czasu robił mi niespodziankę,
kupując nowe książki - najczęściej były to kolejne tomy ,,Nowych przygód
Mikołajka", które wciąż bardzo kojarzą mi się z moim tatą. Wracałam wtedy
do domu ze szkoły, a na moim łóżku leżała nowa książka. Ot tak, bez konkretnej
okazji. To właśnie te małe podarunki od taty zaszczepiły we mnie miłość do
czytania. To jemu zawdzięczam te lata w szkole podstawowej, kiedy prawie
codziennie po lekcjach biegłam do biblioteki miejskiej, aby zabrać ze sobą
kolejny stos książek. Pamiętam też długie poranki, podczas których potrafiłam godzinami
leżeć z książką w łóżku, ułożona na brzuchu, machając nogami w
powietrzu, zatopiona w kompletnie innej rzeczywistości...
Pod koniec szkoły podstawowej ja i książki zaczęłyśmy się mijać. Na kilka długich miesięcy czytanie stało się dla mnie przykrym szkolnym obowiązkiem - trochę wpłynęły też na to lektury szkolne, które bardzo często mnie zniechęcały. Na szczęście wraz z moim rozpoczęciem gimnazjum, zaczęła się także nowa, lepsza era czytania. To powieści takie jak ,,Intruz" lub seria Klątwy Tygrysa pomogły mi wrócić do magicznego świata literatury. Teraz ciężko jest zobaczyć mnie gdziekolwiek bez książki w ręce. Czytanie stało się nieodłączną częścią mojego życia i nawet nie chcę myśleć o tym, co by się stało, gdyby lata temu rodzice nie pokazali mi, jak wielką siłą są książki. :)
Pod koniec szkoły podstawowej ja i książki zaczęłyśmy się mijać. Na kilka długich miesięcy czytanie stało się dla mnie przykrym szkolnym obowiązkiem - trochę wpłynęły też na to lektury szkolne, które bardzo często mnie zniechęcały. Na szczęście wraz z moim rozpoczęciem gimnazjum, zaczęła się także nowa, lepsza era czytania. To powieści takie jak ,,Intruz" lub seria Klątwy Tygrysa pomogły mi wrócić do magicznego świata literatury. Teraz ciężko jest zobaczyć mnie gdziekolwiek bez książki w ręce. Czytanie stało się nieodłączną częścią mojego życia i nawet nie chcę myśleć o tym, co by się stało, gdyby lata temu rodzice nie pokazali mi, jak wielką siłą są książki. :)
No i na koniec…
Ja
Jeśli chodzi o zamiłowanie do czytania,
to bardzo dużo zawdzięczam mojej mamie, do której pod tym względem jestem
bardzo podobna. Czytać nauczyłam się zanim jeszcze poszłam do szkoły (wcześniej
nieraz czytali mi rodzice albo dziadkowie). Pamiętam, że jedne z pierwszych książek jakie wypożyczyłam
ze szkolnej były z serii „Klub Tiary”.
Potem nałogowo pochłaniałam „Martynki”. Bardzo lubiłam tez dzieła Astrid
Lindgren. Wielkim przełomem było dla mnie przeczytanie w drugiej klasie
podstawówki mojej ukochanej „Ani z Zielonego Wzgórza”, którą mama podsunęła mi
kiedy chora leżałam w łóżku (i bardzo jej za to dziękuję). Przeczytałam całą serię, a pierwszy tom znam
prawie na pamięć. Potem było dużo innych książek, a w bibliotece szkolnej byłam
kilka razy w tygodniu, by wypożyczyć coś nowego. Bardzo często powieści otrzymywałam (i nadal
otrzymuję) na różne urodziny i święta. Czytam praktycznie wszędzie i prawie zawsze mam przy sobie jakąś książkę
(nieraz irytuję tym trochę mojego tatę). Nie mam pojęcia czy kiedyś przestanę
czytać. Mam nadzieję, że nie, i że jeszcze przez długi czas będę tą małą kujonką
z nosem w książkach.
Na koniec chciałabym jeszcze
bardzo serdecznie pozdrowić i podziękować dziewczynom, które poświęciły trochę
swojego czasu, aby pomóc mi w stworzeniu tej notki. Zachęcam do zerknięcia na ich blogi (wystarczy
kliknąć w linki, które umieściłam nad historiami). Napiszcie też w komentarzu
jaka jest Wasza historia i czy podobają Wam się tego typu posty.
Każdy zaczynał od innych książek i nie wszyscy od Harry'ego Pottera. Cud!
OdpowiedzUsuńAktualnie wróciłam do Ani, niesamowita seria. Tęskniłam za nią!
Super pomysł na post!
Dołącz do wymiany pocztówkowej!
Ja Anię czytałam wiele razy i chętnie wracam. Póki co przymierzam się do zakupu po angielsku, bo kiedyś sobie obiecałam, że muszę ja w oryginale przeczytać.
UsuńŚwietny post :) Moja czytelnicza przygoda zaczęła się od Harrego Pottera, dzięki któremu odkryłam jaką frajdę sprawia czytanie i ile emocji wywołuje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/
Oj tak, Harry Potter to jest magia. Ja jestem w trakcie odświeżania sobie całej serii.
UsuńBardzo ciekawe historie :) Ja z książkami byłam związana od małego, ale uzależniłam się od nich w gimnazjum :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Każdy ma chyba przełomowy okres w którym jeszcze bardziej wchodzi do świata książkoholików.
UsuńMoja historia była bardzo prosta... Z natury jestem raczej uparta, więc choć mama czytała mi książki i namawiała mnie do sięgania po lektury, nigdy nie dałam się jakoś specjalnie w to wciągnąć. Przełom nadszedł w czwartej klasie podstawówki, gdy wszystkie dziewczyny podzieliły się na dwa wrogie obozy o nazwach "TEAM JACOB" i "TEAM EDWARD". No musiałam przeczytać "Zmierzch", żeby móc się określić, musiałam :P Potem poszło już z górki... Następny w kolejce był HP, a potem... potem chyba znowu "Zmierzch".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
S.
nieksiazkowy.blogspot.com
Ja nie to pokolenie jestem w takim razie. Trochę za młoda jestem i mnie czasy "Zmierzchu" ominęły...
UsuńMnie po raz pierwszy do biblioteki zaprowadził tata, który szczerze nie cierpi książek. Do tej pory mówi, że to był największy jego błąd, bo później musiał chodzić tam ze mną regularnie :)
OdpowiedzUsuńA co do "Ani z Zielonego Wzgórza", to ja tą historię przeczytałam dosyć późno, bo dopiero na koniec podstawówki. I zdecydowanie zakochałam się w niej :)
Pozdrawiam
Caroline Livre
Ja mam o tyle lepiej, że mama lubi czytać:)
UsuńBardzo ciekawy post, przyjemnie było czytać Wasze historie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Bardzo fajnie wyszło, cieszę się że zaprosiłaś mnie do tej zabawy. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka! ;)
Czasy się zmieniają, książki od których się zaczęło tez się zmieniają ale jedno jest stałe - fakt, że miłość do czytania jest ponadczasowa ;) Piękne historie dziewczyny! Trzymam kciuki, żeby wraz z kolejnymi etapami edukacji ta miłość nie zginęła w natłoku nie zawsze dobrych lektur.
OdpowiedzUsuńMnie do czytania zaraziła tak naprawdę ciotka, która co kilka miesięcy kupowała mi jakieś nowe tomy książek jak przyjeżdżała w odwiedziny:). Gdyby nie ona, to pewnie dopiero później bym pewnie zaczęła. Jedna z moich ulubionych serii, które mnie wciągnęła w wir czytania to Kroniki Pradawnego Mroku. Osadzona w niesamowitym klimacie idealnie mi podpasowała i miała również wpływ na kształtowanie mojego charakteru i stylu, który zmierza ku fantastyce. Polecam każdemu, choć wiadomo że nie wszystkim się spodoba;)
OdpowiedzUsuńdevilcreature.blogspot.com