"Dachołazy" już jakiś czas temu przewijały się czy to na blogach, czy to na zdjęciach na instagramie i miałam nawet ten tytuł zapisany, ale jak to zwykle bywa, jest taki ogrom książek do przeczytania, że nie sposób tego ogarnąć. Dlatego tę powieść udało mi się przeczytać dopiero niedawno, ale cieszę się, że w końcu to zrobiłam.
Autor: Katherine Rundell
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 264
Fabuła
Akcja rozgrywa się w czasach, gdy po ulicach jeździły dorożki, a mężczyźni nie zajmowali się dziećmi. No cóż, Charles jest wyjątkiem. Kiedy znajduje malutką dziewczynkę pływającą w futerale na wiolonczelę po katastrofie statku, już wie, że jej nie zostawi. Jego metody wychowawcze są dość nietypowe, ale Sophie dorasta zdrowa i szczęśliwa. Wszyscy myślą, że jest sierotą, ale ona upiera się, że pamięta swoją mamę wzywającą o pomoc. Kiedy opiekunka społeczna chce odebrać dziewczynkę Charlsowi, uciekają do Paryża, by za wszelką cenę odnaleźć jej matkę. Jedyną wskazówką jaką mają, jest adres umieszczony na futerale wiolonczeli. Nie mają nawet pewności, czy kobieta żyje, ponieważ nie potwierdzono, że po katastrofie jakakolwiek kobieta ocalała. Jednak oni wiedzą, że nie można przekreślać możliwego.
"- Przecież to jest dziecko, a pan jest mężczyzną!
- Podziwiam pani spostrzegawczość - odrzekł Charles - Przynosi pani chlubę swojemu optykowi."
Moja opinia
Tytułowe Dachołazy są postaciami bardzo niezwykłymi, które nie mają łatwego życia i są zdane głównie na siebie. Nie chcę jednak zdradzać Wam zbyt wiele, ponieważ poznajemy ich dopiero w drugiej części książki.
Zresztą nie tylko oni są ciekawymi osobami. Główna bohaterka i jej opiekun również często zachowują się w sposób nietypowy. Mają nieco inny system wartości niż reszta ludzi. Dla nich nie mają znaczenia obowiązujące normy i to co według obyczajów powinni robić. Liczy się to, co sprawia im radość.
"Dachołazy" to książka bardziej dla dzieci, ale właśnie dzięki temu ma w sobie dziecięcą prostotę i wrażliwość. Pokazuje, że w życiu nie są najważniejsze rzeczy materialne, tylko to jakimi jesteśmy ludźmi i jak traktujemy innych.
Zresztą nie tylko oni są ciekawymi osobami. Główna bohaterka i jej opiekun również często zachowują się w sposób nietypowy. Mają nieco inny system wartości niż reszta ludzi. Dla nich nie mają znaczenia obowiązujące normy i to co według obyczajów powinni robić. Liczy się to, co sprawia im radość.
"Dachołazy" to książka bardziej dla dzieci, ale właśnie dzięki temu ma w sobie dziecięcą prostotę i wrażliwość. Pokazuje, że w życiu nie są najważniejsze rzeczy materialne, tylko to jakimi jesteśmy ludźmi i jak traktujemy innych.
"Sophie nie całkiem go rozumiała. Mało jadł, rzadko sypiał i nie uśmiechał się tak często jak inni ludzie. Ale tam, gdzie inni mieli płuca, on miał życzliwość, a uprzejmość skapywała mu z palców. Jeśli szedł ulicą i czytał książkę, skutkiem czego wpadł na latarnię, przepraszał i sprawdzał, czy latarni nic się nie stało."
Jedyne co bardziej przeszkadzało mi w tej historii do zakończenie. Moim zdaniem autorka mogłaby stworzyć do tej historii jakiś epilog, ponieważ dalsze losy większości bohaterów nie zostały ani trochę wyjaśnione.
Mimo tego nie żałuję jednak przeczytania "Dachołazów", bo jest to naprawdę piękna historia. Jeśli wahacie się, czy warto sięgnąć po tę książkę, to ja mogę z czystym sumieniem powiedzieć - warto.
Jestem ciekawa tej pozycji :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale myślę, że mogłaby mi się spodobać. Tylko mam to samo co Ty - ogrom książek do przeczytania :)
OdpowiedzUsuń