Autor: Laini Taylor
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 478
Książka jest dokładną kontynuacją losów bohaterów "Marzyciela", dlatego jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszej części, to nie wiem, czy powinniście czytać tą recenzję, ponieważ strasznie ciężko będzie mi uniknąć drobnych spoilerów dotyczących poprzedniego tomu. Jeśli jednak mieliście już okazję sięgnąć po pierwszą część tej historii, to zapewne wiecie w jaki sposób autorka ją zakończyła. Ja naprawdę nie potrafiłam zrozumieć jak można coś takiego zrobić czytelnikom. Na szczęście w chwili, kiedy skończyłam "Marzyciela", druga część miała już premierę i dzięki współpracy z Wydawnictwem SQN dość szybko znalazła się w moich rękach.
W drugim tomie Lazlo już na samym początku staje przed prawie niemożliwym wyborem - czy uratować ukochaną Sarai kosztem mieszkańców Szlochu? Mieszkańcy cytadeli odkrywają także, że...ich świat nie jest jedynym, a oni otwarli zapomniane drzwi do jednego z innych miejsc, nie zdając sobie sprawy, co ich za nimi czeka. Dodatkowo poznajemy historię dwóch sióstr - Kory i Novy, które mają z nimi więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać.
"Muza koszmarów" spodobała mi się bardziej niż "Marzyciel". Mimo tego, że zarówno świat jak i bohaterowie są tacy jak w pierwszej części (chociaż pojawiają się także nowe postaci), to wydaje mi się, że akcja staje się bardziej dynamiczna. Mimo tego, że kontynuacja była trochę cieńsza, to wydaje mi się, że zawierała więcej treści. Początek pierwszej części przygód Lazla niesamowicie mi się ciągną, ale tutaj czegoś takiego nie było. Autorka zaskakiwała praktycznie na każdym kroku.Życzenia nie spełniają się od tak. To tylko kółeczka, które malujesz wokół tego, czego pragniesz. Trafić do celu musisz już sama.
Bardzo spodobało mi się to, że bardziej rozwiną się wątek Minyi, która mimo tego, że raczej uważana jest za przeciwnika, jest moim zdaniem niezwykle fascynująca. Zresztą większość postaci w książkach Taylor jest dobrze, konsekwentnie wykreowana. Widać odrobinę zbyt szybki rozwój postaci na początku drugiego tomu, ale według mnie nie jest to coś, co przeszkadza w lekturze.
"Muza koszmarów" jest moim zdaniem przykładem świetnej kontynuacji. Znajdziemy w niej rozwinięcie praktycznie wszystkich wątków z poprzedniej części, które ta dobrze uzupełnia i wyjaśnia to, co mogło wydawać się dziwne. Myślę, że oba tomy mogłyby tworzyć po prostu jedną książkę, ale miałaby ona wtedy ok.1000 stron, dlatego podzielenie tej historii było praktycznie nieuniknione.
Nie zostałam tak bardzo oczarowana Szlochem i jego mieszkańcami jak większość osób, które miały okazję tę pozycję przeczytać. Mimo to nie nudziłam się i chociaż nie uważam, aby był to coś, co każdy powinien przeczytać, to też nie będę jej odradzać. Druga część była moim zdaniem znacznie lepsza i na Lubimy Czytać na pewno dostanie gwiazdkę więcej. Jeśli Laini Taylor zdecyduje się napisać coś jeszcze, a wydaje mi się, że tak będzie, to nie wykluczam dania jej twórczości jeszcze jednej szansy, może jednak uda jej się mnie zachwycić.
Przeczytałam i recenzję "Marzyciela", i zaryzykowałam z tą. :D Dość często natykam się na ich okładki w internecie, ale w najbliższym czasie ich nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńmyslizglowywylatujace.blogspot.com/
Faktycznie ostatnio są bardzo popularne, wiele osób bardzo się nimi zachwycało :D
UsuńObie części czekają u mnie na półce na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że w koncu uda mi się za nie zabrać :)
Może kiedyś się skuszę, chociaż ta długość trochę mnie zniechęca... Ale jak przyjdzie okres, w którym nie będzie co czytać to wrócę i do tego
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
Moim zdaniem też była lepsza, zgadzam się, że więcej się działo. Ale z drugiej strony "Marzyciel" miał pewien urok własnie przez to, że niewiele się działo. No i jako pierwszy zabrał mnie do magicznego Szlochu, czego nigdy mu nie zapomnę :)
OdpowiedzUsuń