czwartek, 20 kwietnia 2017

Czy wszystkie książki muszą mieć szczęśliwe zakończenie?



Na samym początku zaznaczam, że notka jest trochę o wszystkim i o niczym. Bardzo możliwe, że nie wniesie zbyt wiele do Waszego życia. No, a teraz możemy zaczynać.


Wielokrotnie podkreślałam to, że moją wielką miłością są książki. Ostatnio trochę czytanie zaniedbałam, ale w końcu w każdym związku czasem jest kryzys, co nie? Kiedy czytam zazwyczaj bardzo wchodzę w świat danej powieści i jak chyba większość ludzi, smucę się, gdy bohaterowi, którego darzę sympatią stanie się coś złego. I chyba nic dziwnego w tym, że lubię "happy end'y". Ale ostatnio doszłam do wniosku, że gdyby wszystko kończyło się dobrze, to byłoby... nudno.




Dlaczego lubimy happy end'y? 

Moim skromnym zdaniem szczęśliwe zakończenia lubi dlatego, że pozwalają nam wierzyć, że skoro w książce (albo filmie) wszystko kończy się dobrze, to w naszym życiu też tak będzie. No bo skoro dziewczynie w filmie się ułożyło i znalazła księcia z bajki, ma dom i trójkę dzieci to u nas będzie identycznie i już możemy dla owej trójki wymyślać imiona, prawda? I absolutnie nie mówię, że to jest złe. Bo nie jest.





Dlaczego "złe" zakończenia są... dobre?

Za złe zakończenia uważamy takie, kiedy coś jest nie po naszej myśli i po prostu nas smuci albo złości. Ale to właśnie z takich zakończeń możemy wynieść najwięcej. Nikt nie powiedział, że książki mają tylko bawić czytelnika. W życiu też nie zawsze mamy typowe "happy end'y" z fajną muzyczką i latającymi serduszkami, jak to bywa w bajkach. Więc takie zakończenia są po prostu bardziej realne, prawdziwe...

Dlatego nie wściekajcie się na autorów, kiedy Wasza ulubiona para się rozstanie, a przyjaciółka głównej bohaterki zostanie potrącona przez samochód. Widocznie tak musiało być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz