Na czym to tak właściwie polega?
Zacznijmy od tego, o co właściwie chodzi w tych współpracach recenzenckich. Dla wielu z Was pewnie będzie to oczywisty temat, ale wiem, że są też tacy, którzy nie wszystko wiedzą, więc postanowiłam krótko Wam to wyjaśnić. Jeśli czujecie, że nie potrzebujecie tych informacji, bo już je znacie - po prostu przejdźcie do kolejnej części wpisu.
Mamy dwa rodzaje współprac - barterowe i płatne. Te pierwsze są znacznie popularniejsze i polegają na tym, że otrzymujemy od wydawnictwa książkę (w zależności od tego jak się umawiamy może być to egzemplarz najpierw recenzencki, a później finalny, albo tylko jeden z nich) do zrecenzowania "za darmo". O to czy rzeczywiście jest to darmowe to bym się kłóciła, bo jednak w zamian musimy wykonać recenzję i najczęściej zdjęcie, a to zajmuje trochę czasu, jeśli chcemy zrobić to porządnie. Jest to swego rodzaju praca. A książka jest jednocześnie materiałem do pracy i swego rodzaju wynagrodzeniem, bo możemy później zrobić z nią co chcemy. Rzadsze są współprace płatne, w których dostajemy nie tylko książę ale także wynagrodzenie w postaci pieniędzy. Takie współprace podejmują jednak głównie osoby mające naprawdę dużą liczbę odbiorców i z tego co wiem trzeba przy tym wypełnić sporo formalności.
Dajcie mi znać, czy ktoś z Was chciałby dokładniejszy post na temat tego jak zacząć współpracę, bo wiem, że ludzie często o to pytają, ale nie chcę się tutaj aż tak rozpisywać, bo post wyjdzie za długi. Ale skoro już mniej więcej wyjaśniłam o co chodzi, to możemy chyba przejść do różnych kwestii, o których często w związku z tymi współpracami jest głośno.
Skoro to współpraca, to na pewno opinia na pewno nie jest szczera
Moim zdaniem totalny fałsz. Podejmując współprace nie mamy narzucone jaka ma być nasza opinia. Moje opinie o pozycjach, które dostałam do recenzji też nie zawsze są całkiem pozytywne. I czasami czuję coś takiego, że skoro to współpraca to powinnam postarać się znaleźć plusy danej pozycji, ale jeśli nie ma ich za wiele no to nie ma i tyle. I wiem, że niektórzy się boją, że po negatywnej recenzji wydawnictwo zakończy współpracę, ale ja jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. A jeśli tak będzie, to moim zdaniem niewielka strata, bo taka współpraca jest trochę stratą czasu. Oczywiście, pewnie zdarzają się przypadki, kiedy ktoś poleca książkę tylko ze względu na współpracę, ale łatwo można w ten sposób stracić zaufanie czytelników i po prostu się to nie opłaca.
Dziewczyno, sprzedałaś się!
Trochę wiąże się to z poprzednim punktem, ale chciałabym mimo wszystko poruszyć ten temat w oddzielnym akapicie. Ja sama nigdy nie spotkałam się z takim komentarzem, ale wiem, że niektóre osoby już tak. Chodzi tu o to, że niektórzy w ogóle nie rozumieją, jak można zgadzać się na współprace. Bo automatycznie przecież wszystko co powiemy będzie od tego momentu kłamstwem i w ogóle to przecież wszyscy zawsze mówimy, że robimy to z pasji, a nie dla pieniędzy. Ale nie rozumiem co miałoby być złego w zarabianiu na pasji. Wydaje mi się, że to świetnie, kiedy nasze hobby staje się także pracą albo po prostu przynosi jakieś dodatkowe korzyści.
Wydawnictwo to anioły, które z dobrego serca rozdają książki
Kiedy jeszcze nie współpracowałam z żadnym wydawnictwem, a osoby, którym się to udawało wydawały się bardzo odległe, to moje podejście do tego było nieco inne. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak razem ze swoimi znajomymi z bookstagrama irytowałam się, że książki do recenzji dostają tylko osoby o dość dużych zasięgach, a mniejsze konta pozostają niedocenione. Dlatego rozumiem każdego z Was, kto czuł albo czuje podobnie. Ale z czasem zrozumiałam, że wydawnictwa to nie instytucje charytatywne i im się to musi po prostu opłacać. I dlatego zamiast skupiać się na wkurzaniu na to, jak bardzo to jest niesprawiedliwe, skupmy się lepiej na rozwoju naszej twórczości.
Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda
Wielokrotnie spotkałam się też z podejściem "Wydawnictwo nasz pan" i nie można o nim złego słowa powiedzieć. A to co niejednokrotnie robią niestety woła o pomstę do nieba. Może w tej chwili trochę robię z igły widły, ale mam wrażenie, że osoby odpowiedzialne za kontakt z recenzentami powinny dostać jakąś książkę o dobrym wychowaniu. Bo jak samo słowo WSPÓŁpraca mówi, jest to coś co robimy wspólnie. Dlatego dobrze by było, jakby to wszystko przebiegało w miłej atmosferze. Ale jeśli piszemy, że interesuje nas dany tytuł, więc chcemy zapytać o możliwość zrecenzowania go, a w odpowiedzi dostajemy wiadomość o jakże długiej treści "adres", to chyba trudno o dobry nastrój. Czy naprawdę napisanie kilku słów więcej jest takie trudne? Napisanie zdania "Oczywiście, chętnie udostępnimy egzemplarz, proszę tylko podać adres" zajmuje mniej niż pół minuty. A brzmi o wiele lepiej. I pamiętajcie, to nie jest tak, że wydawca robi nam wielką łaskę, że dostaniemy daną powieść.
Mogłabym tak jeszcze pisać i pisać, bo to temat rzeka. Ale jeśli chcecie coś więcej, to koniecznie zostawcie komentarz, żebym wiedziała, że tekst Wam się spodobał, dajcie znać co Wy myślicie na poszczególne tematy. I jeśli chcecie post z radami jak zacząć współpracę, to też piszcie, bo nie wiem, czy temat Was interesuje.